"Trzeba sobie jasno powiedzieć, że procedura in vitro (...) nie rozwiąże problemu półtora miliona par, które w Polsce nie mogą posiadać dzieci" - powiedział Latos, który jest przewodniczącym sejmowej komisji zdrowia.

Latos wskazywał, że według licznych badań naukowych stosowanie metody in vitro wiąże się z częstszym występowaniem różnego rodzaju wad genetycznych, co związane jest z "tworzeniem sztucznych warunków chemicznych w próbówce, które nie odpowiadają rzeczywistości i warunkom naturalnym".

Podkreślił, że według badań przeprowadzonych na podstawie wyników z 785 ośrodków z 29 krajów skuteczność procedury in vitro wynosi jedynie 18,3 proc. Jak mówił, śmiertelność okołoporodowa w przypadku tej metody zapłodnienia jest od dwóch do czterech razy wyższa niż w przypadku poczęcia naturalnego, a ciąże mnogie występują nawet do 25 proc. częściej. O 50 proc. częstsze - jak mówił - są też przedwczesne porody.

W jego ocenie procedurę in vitro, którą określił mianem "pseudometody leczenia niepłodności", wykorzystuje się też jako "pewien skrót, pewne ułatwienie", bo czasami okazuje się, że pary, w przypadku których ją zastosowano, później mają dzieci poczęte w naturalny sposób.

"Pan, panie ministrze, mąci w głowach polskiemu społeczeństwu, mówiąc z jednej strony o tym, że ta procedura jest bezpieczna, z drugiej strony, że jest to taka sama procedura jak każda inna, że jest to leczenie bezpłodności, a jednocześnie zapomina pan o tych dziesiątkach tysięcy czy milionach polskich pacjentów, którzy nie są leczeni z powodów onkologicznych, z powodu chorób rzadkich" - powiedział, zwracając się do obecnego na sali obrad ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza.

Arłukowicz, który zabrał głos po wystąpieniu Latosa, zarzucił mu stosowanie relatywizmu moralnego polegającego na twierdzeniu, że jedni chorzy są lepsi od drugich. "Choroba jest chorobą i choroba nie wybiera. Jeżeli pan próbuje z tej mównicy mówić, że jedni chorzy są lepsi, ważniejsi od drugich, to ja się z takim zdaniem nie zgadzam" – powiedział minister.