W czwartek posłowie rozpatrują cztery projekty dotyczące procedury in vitro; poza dwoma przygotowanymi przez SLD, są wśród nich projekt rządowy oraz autorstwa PiS - - zakazujący in vitro.

Jak mówił w imieniu wnioskodawców Dariusz Joński, SLD jest jedyną formacją, która od 10 lat konsekwentnie mówiła o konieczności przyjęcia przepisów dotyczących in vitro oraz o finansowaniu tych zabiegów. Przypomniał, że ustawa taka powinna wejść w życie z początkiem 2008 r., by wdrożyć przepisy unijne. Nie stało sie tak, za co Polsce grożą wysokie kary.

Zaznaczył, że jeden ze zgłoszonych przez SLD projektów - o świadomym rodzicielstwie - dotyczy nie tylko kwestii in vitro, ale też przewiduje m.in. wprowadzenie do szkół obowiązkowego przedmiotu z zakresu edukacji seksualnej. Ocenił, że jest to konieczne, bo zatwierdzone przez MEN podręczniki do obecnego przedmiotu - wychowania do życia w rodzinie - "proponują katolicki światopogląd", choć lekcje religii już są prowadzone w szkołach.

Pierwszy z projektów SLD - projekt ustawy o zmianie ustawy o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów - wpłynął do Sejmu w grudniu 2011 r. Do pierwszego czytania na posiedzeniu Sejmu skierowano go w lipcu 2012 r.

Szczegółowo reguluje on kwestie zapłodnienia in vitro. Podobnie jak rządowy projekt ustawy o leczeniu niepłodności, przewiduje on, że z procedury in vitro mogłyby korzystać zarówno małżeństwa, jak i związki nieformalne. Nie wprowadza natomiast wobec tych związków wymogu składania oświadczenia o pozostawaniu we wspólnym pożyciu.

Projekt SLD przewiduje dawstwo komórek rozrodczych i zarodków na rzecz anonimowej biorczyni, jednak - w przeciwieństwie do projektu rządowego - zakłada też możliwość przekazania zarodków na rzecz określonej biorczyni - jeżeli uzasadniają to "szczególne względy osobiste". W przypadku kandydatki na biorczynię pozostającej w związku małżeńskim, przekazanie zarodka byłoby możliwe po wyrażeniu pisemnej zgody również przez jej męża.

Proponowane przepisy zakładają utworzenie centralnego rejestru dawców i biorców komórek rozrodczych i zarodków, w którym umieszczane byłyby takie dane jak imię i nazwisko dawcy, jego adres zamieszkania oraz informacje na temat stanu zdrowia dawcy.

Na życzenie lub za zgodą dawcy w rejestrze mogłyby być zamieszczone także inne informacje na jego temat, np. o jego wyglądzie fizycznym, pochodzeniu etnicznym, stanie rodzinnym lub wykształceniu. Informacje te, także m.in. adres dawcy, mogłaby poznać po osiągnięciu pełnoletności osoba urodzona w efekcie dawstwa innego niż partnerskie.

Rejestr prowadziłoby podległe ministrowi zdrowia Centrum Organizacyjno-Koordynacyjne do Spraw Medycznie Wspomaganej Prokreacji PolART. Do jego zadań należałoby też m.in. sprawowanie merytorycznego nadzoru i kontroli nad ośrodkami medycznie wspomaganej prokreacji oraz organizowanie szkoleń w zakresie pobierania czy przechowywania komórek rozrodczych i zarodków.

O kwestie związane ze wspomaganą prokreacją rozszerzony zostałby zakres działalności funkcjonującej obecnie Krajowej Rady Transplantacyjnej - organu doradczego i opiniodawczego ministra zdrowia.

W myśl proponowanych przepisów zakazane byłoby umyślne niszczenie zarodków zdolnych do prawidłowego rozwoju - groziłaby za to kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat (w rządowym projekcie dolny próg zagrożenia karą to 6 miesięcy). Karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch zagrożone byłoby testowanie zarodków w celu dokonania wyboru płci przyszłego dziecka. Byłoby to możliwe - podobnie jak zakłada projekt rządowy - jeśli pozwalałoby to uniknąć ciężkiej choroby dziedzicznej związanej z płcią.

Te same zapisy znalazły się w drugim projekcie SLD, który do Sejmu trafił w 2012 r. Projekt ustawy o świadomym rodzicielstwie dotyczy jednak także innych kwestii niż stosowanie procedury in vitro - zakłada m.in. legalizację aborcji na życzenie do 12 tygodnia ciąży i refundację środków antykoncepcyjnych.

Na mocy ustawy do szkół wprowadzony zostałby przedmiot "wiedza o seksualności człowieka" - co najmniej jedna godzina lekcyjna tygodniowo. Projekt przewiduje objęcie refundacją środków antykoncepcyjnych oraz zobowiązanie administracji rządowej i samorządu do zapewnienia każdemu - bez względu na zdolność do czynności prawnych, a więc także małoletnim - dostępności metod i środków zapobiegania ciąży. Ponadto, samorząd byłby zobowiązany do bezpłatnego zapewnienia środków antykoncepcyjnych osobom korzystającym z pomocy społecznej.

Projekt przewiduje też legalizację aborcji - prawo do przerwania ciąży kobieta miałaby podczas pierwszych 12 tygodni jej trwania. W późniejszym terminie aborcję można byłoby przeprowadzić, jeśli ciąża stanowiłaby zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety. W przypadku, jeśli ciąża byłaby następstwem czynu zabronionego, np. gwałtu, jej przerwanie byłoby możliwe do 18. tygodnia. Z kolei w przypadku wystąpienia dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, aborcję można byłoby przeprowadzić do 24. tygodnia ciąży. Gdyby wykryta choroba uniemożliwiała płodowi samodzielne życie i nie byłoby możliwości jej wyleczenia, przerwanie ciąży byłoby dopuszczalne bez ograniczeń czasowych.

Placówki ochrony zdrowia byłyby obowiązane do publicznego udostępnienia listy współpracujących z nimi lekarzy, którzy korzystają z klauzuli sumienia i odmawiają udzielania świadczeń związanych z przerwaniem ciąży.

W czwartek rano politycy SLD zorganizowali w Sejmie konferencję prasową, na której apelowali o poparcie projektu o świadomym rodzicielstwie. Rzecznik Sojuszu Dariusz Joński mówił, że PO "klękała przed biskupami" i zaapelował do premier Ewy Kopacz, by Platforma "powstała z dwóch kolan" - zagłosowała za ustawą o in vitro i ustawą o świadomym rodzicielstwie. Wiceszefowa SLD Paulina Piechna-Więckiewicz skrytykowała z kolei to, że PO dopiero przed wyborami "zorientowała się, że in vitro to sprawa ważna".