Piotr Najsztub miał zostać zabity przez tych samych którzy, którzy porwali i zabili dziennikarza Jarosława Ziętarę - donosi "Gazeta Wyborcza".

W przypadku Najsztuba miał być zrealizowany ten sam schemat co z Ziętarą. Jak twierdzą świadkowie, przestępcy po zabójstwie poznańskiego dziennikarza postanowili likwidować kolejnych zagrażających ich interesom. Jednak, jak mówi rozmówca "GW" z prokuratury, skończyło się na przyjęciu zlecenia i obserwacji, bo Piotr Najsztub i piszący z nim Maciej Gorzeliński dostali ochronę

Sam Najsztub wspomina, że 20 lat temu pracował z Gorzelińskim w Poznaniu nad tekstem "Państwo Elektromis". Dostali wtedy ostrzeżenie od dwóch informatorów, że jest na nich zlecenie. "W porozumieniu z redakcją wynajęliśmy firmę ochroniarską z Poznania, ale jej pracownicy po dwóch dniach powiedzieli, że rezygnują, bo to ich przerasta. Na gwałt ściągnęliśmy firmę z Warszawy. Decyzja redakcji była taka, że będziemy chronieni do chwili, gdy po ukazaniu się artykułu złożymy zeznania w prokuraturze, i tak było" - opowiada "GW" Najsztub. I dodaje, że wcześniej próbowano go przekupić.

W 1994 r. w "Gazecie Wyborczej" ukazały się dwa teksty Najsztuba i Gorzelińskiego opisujące działanie spółki, której twórcą był Mariusz Świtalski. Pokazali, jak biznesmen zarobił ogromne pieniądze, dopuszczając się nadużyć podatkowych i celnych, i wskazywali, że firma jest w Poznaniu bezkarna, bo Świtalski zatrudniał na wysokich stanowiskach byłych policjantów z wydziału ścigania przestępczości gospodarczej oraz urzędników państwowych.