Brytyjski kanclerz skarbu ogłosił dziś zwycięstwo w sporze z Komisją Europejską o uzupełnienie brytyjskiej składki. Komisja zażądała 2 miliardów euro, płatnych 1 grudnia. Kanclerz George Osborne oświadczył, że udało mu się zmniejszyć tę sumę o połowę i odłożyć wypłatę o prawie rok.

Kiedy premier David Cameron dowiedział się o żądanej sumie 2 tygodnie temu na szczycie Unii w Brukseli, uderzył pięścią w stół i zadeklarował, że nie zapłaci, a na pewno nie w tak krótkim terminie.

Dzisiaj po posiedzeniu unijnych ministrów finansów w Brukseli kanclerz George Osborne oświadczył: "Rachunek, zamiast miliarda 700 milionów funtów wyniesie 850 milionów. Zapłacimy go w dwóch ratach, w drugiej połowie przyszłego roku. Zamiast rzucać wyzwanie przepisom, zmieniliśmy je. To istotny wynik dla Wielkiej Brytanii."

Ale z innych wypowiedzi w Brukseli można wnosić, że suma wymieniona przez brytyjskiego ministra finansów nie jest wcale przesądzona, a brytyjski rachunek będzie dopiero przedmiotem analiz. Co więcej, opozycja w Londynie zarzuciła Georgowi Osborne'owi, że uzyskał swoją sumę odliczając od tego rachunku rabat, jaki i tak będzie się należał Wielkiej Brytanii za zasadzie ustaleń sięgających jeszcze czasów pani Thatcher. Czyli krótko mówiąc - rząd bił pięścią w stół, ale po cichu i tak wypłaci tyle, ile chciała komisja. Ekonomiści i brytyjskie media próbują się teraz dokopać prawdy.