To muzeum uświadomi nam, że historia Żydów w Polsce to nie tylko Holokaust. A Żydom – że to nie tylko antysemityzm
To już zwyczajny widok. W tych dniach co roku izraelska młodzież odwiedza w naszym kraju miejsca zagłady przodków. Chronione przez uzbrojonych agentów służb specjalnych wycieczki odwiedzają teren dawnego getta w Warszawie czy Auschwitz. Szybko, w grupach, przechodzą obok, ale nas nie widzą. My również ich widzimy, ale jakby ich nie było. Być może teraz pojawia się szansa, że mur nieufności zacznie zanikać. 28 października zacznie działać Muzeum Historii Żydów Polskich, które przypomni obu narodom o wspólnej historii.
Są w muzeum galerie, które opowiadają o czasach, gdy w Polsce rozkwitała żydowska kultura. Są także miejsca przypominające o tym, że relacje z Polakami bywały bardzo trudne. Ale wystawa może zmienić ponury obraz Polski, który kształtował się w oczach Izraelczyków podróżujących wyłącznie po miejscach zagłady. – Cała ekspozycja została przygotowana w dwóch językach: po polsku i po angielsku. Jednak najważniejsze cytaty zawsze widnieją w języku oryginału – wyjaśnia Joanna Fikus z Muzeum Historii Żydów Polskich. Dodaje, że w ten sposób wystawa jest dostępna dla szerszego grona zwiedzających, ale jednocześnie zachowuje swój unikatowy charakter.
Historia zaczynająca się od naniesionych na mury arabskich cytatów z kroniki Ibrahima ibn Jakuba, Żyda sefardyjskiego i kupca, który został wysłany przez kalifa z Kordoby i jako pierwszy opisał ziemie Mieszka. Freski pokazują drogę, jaką przebył przez całą Europę, i opisy odwiedzanych miast.
– Tłumaczymy w ten sposób w wielkim skrócie, skąd się w Polsce wzięli Żydzi – mówi Fikus. I wskazuje na utworzone ze szkła warstwy pergaminów. Mają one przypominać zapiski z tamtych czasów, które tworzono na wielkich kartach, jeszcze niezszywanych w księgi. Pod stopami zwiedzających znajduje się mapa, na której widać ziemie Izraela w 70 r. n.e., gdy Żydzi zostali wygnani i rozpoczęli wędrówkę. Obok mapa Europy. – Chcieliśmy wyznaczyć kontekst początku tej podróży. Jednocześnie pokazać, jak definiujemy polskich Żydów. To ci, którzy zamieszkiwali granice Rzeczypospolitej, ale takiej, jaką ona była w tamtej epoce – tłumaczy Fikus.
W gablotach zobaczymy przedmioty z epoki, odnalezione podczas wykopalisk przede wszystkim na terenie Kalisza. To biżuteria, fragmenty grzebieni, drobne przedmioty użytkowe. Z oczywistych względów takich okazów jest niewiele, dlatego ekspozycję uzupełniają stanowiska multimedialne, gdzie wybierając jeden ze szklaków handlowych żydowskich kupców, można zobaczyć, czym i gdzie wtedy handlowano. Wszystko to mieści się na ogromnym stole, który przypomina brakteat. – Żydzi byli ważnym ogniwem gospodarki, między innymi dlatego, że wolno im było bić monety, które wówczas nazywano brakteatami – przypomina Fikus.
Takie właśnie monety można dokładnie obejrzeć dzięki ekranom dotykowym. Dodatkową atrakcją jest możliwość wirtualnego wybicia brakteatata z własnym imieniem w języku hebrajskim i wybranym błogosławieństwem. – Wystawa jest zaprojektowana w taki sposób, aby zainteresować osoby o różnym poziomie wiedzy. Są tu przedmioty z epoki, umieszczone na tabliczkach komentarze, ale też szczegółowe opisy i narzędzia multimedialne. Jeśli masz czas, jeśli jakiś temat cię zainteresuje, to zachęcamy do tego, aby się w tę wiedzę zagłębić – dodaje ekspertka.
Przed otwarciem wystawy muzeum zorganizowało testy polegające na tym, że wpuszczono do niego kilka grup. Przeciętnemu zwiedzającemu obejrzenie całej ekspozycji zajmującej 4 tys. mkw. zajmuje dwie godziny. – Ale nie da się odpowiedzieć na pytanie, jak długo zajmuje zwiedzenie muzeum. Jeśli będziemy to robić dokładnie, musimy na to przeznaczyć nawet tydzień – uważa Fikus.
O tym, że Żydom w Polsce żyło się kiedyś dobrze, opowiada galeria „Paradisus Judeaorum”, czyli „Raj Żydowski”. W Rzeczypospolitej Obojga Narodów, dzięki artykułom henrykowskim oraz aktowi konfederacji warszawskiej, została zagwarantowana tolerancja religijna.
O tej równości świadczy wisząca w tej części ekspozycji kopia obrazu „Taniec śmierci”, który wisi w kościele Bernardynów w Krakowie. Dzieło nieznanego autora pokazuje, że wszyscy są równi wobec śmierci, ale świadczy też o tym, że i ta epoka nie była wolna od uprzedzeń. Napis w miejscu przedstawiającym śmierć innowierców głosi: „Sprośni Turcy Brzydcy Żydzi/ Jak się wami Śmierć nie hydzi/ Na Żydowskie nie dba Smrody/ Z dzikiemi skacze Narody”. I na obrazie śmierć szarpie nieszczęsnego Żyda, chwyta za gardło i dusi. Już wtedy Żydzi byli oskarżani o desakrację hostii. W muzeum umieszczono księgę z epoki, opowiadającą o takim domniemanym wydarzeniu.
Dzięki interaktywnym ekranom zwiedzający mogą przeczytać wiele ksiąg, które na co dzień są niedostępne. Na przykład „Zohar”, „Księgę blasku”, zawierającą mistyczny komentarz do „Tory”. Twórcy ekspozycji stworzyli wirtualną bibliotekę, a także czytelnię, w której znajdują się meble inspirowane obiektami z epoki i inskrypcje na ścianach imitujące karty z ksiąg. W ten sposób powstało miejsce gwarantujące odpowiednie tło do zapoznawania się z pisaną historią. Autorzy wystawy odnotowują również to, że w Polsce (co było fenomenem w skali Europy) funkcjonował autonomiczny żydowski parlament – Va'ad Arba' Aratzot. Zbierał się, by rozstrzygnąć spory pojedynczych gmin, ale też podejmował znacznie ważniejsze sprawy. Kiedyś zebrał się w synagodze w Pińczowie – projektanci zainspirowani freskami z tej synagogi (zachowała się do dzisiaj) stworzyli instalację w tej części galerii.
Autorzy wystawy opowiadają o zwyczajach, religii i kulturze żydowskiej. Widać to w galerii zatytułowanej „Wyzwania nowoczesności”. – Bardzo trudne było stworzenie spójnej linii narracyjnej przez galerię XIX wieku – opowiada Fikus. Nowoczesność pokazano symbolicznie, na podstawie obrazu A. Trankowskiego (oryginał znajduje się w muzeum w San Francisco), gdzie przedstawiono różnych uczestników orszaku weselnego. Mają oni na sobie tradycyjne stroje, ale niektórzy z nich założyli już bardziej współczesne ubrania. Zresztą w zaborach przepisy dotyczyły także kwestii odpowiedniego ubierania się Żydów. – Pewien Żyd został aresztowany za to, że miał na sobie nieodpowiedni strój. Oskarżony w Lublinie w 1853 r. zeznawał: „Ponieważ w dniu dzisiejszym jako uroczystym byłem pijanym, więc sam nie wiem, jak się ubrałem, to jeszcze chodzę w ubiorze zakazanym” – cytuje Fikus. W tej samej sali galerii znajduje się huppa, czyli rodzaj baldachimu, pod którym odbywają się żydowskie śluby. Obok w gablocie można obejrzeć oryginalne obrazy i inne przedmioty związane z tą uroczystością.
Kluczowym motywem opowiadającym o zbrataniu Polaków i Żydów jest okres powstania styczniowego. Wystawa nawiązuje do tego poprzez obraz Aleksandra Lessera „Pięciu poległych” oraz cytat „Racz związać Boże na wieki dwa ludy, co krwią i łzami są dzisiaj związane”. – Część Żydów chciała uczestniczyć w walkach o niepodległość Polski – przypomina Fikus.
Dodaje, że miejscem symbolizującym asymilację Żydów była Wielka Synagoga na Tłomackiem, która została odtworzona w jednej z sal muzeum. Nie było to łatwe zadanie, bo zachowały się jedynie zdjęcia frontu budynku. Makieta powstała po szczegółowych konsultacjach z ekspertami znającymi epokę. Zwiedzający zobaczą także, jak wyglądało wnętrze tej synagogi. Patrząc na ryciny z epoki, wydawałoby się, że oglądamy salę balową – w pomieszczeniu widać elegancko ubranych mężczyzn w cylindrach. Tak wyglądało środowisko zasymilowanych Żydów i tych, którzy pragnęli się zbratać z Polakami. – I to oni przeżyli największe rozczarowanie, gdy w Polsce zaczął narastać antysemityzm w swojej nowoczesnej formie – zauważa Fikus.
O tym opowiada kolejna część galerii zatytułowana „Przemoc”. Zwiedzający zobaczą tu projekcję pokazującą akty przemocy, słynne „Protokoły mędrców Syjonu”, fałszywkę wyprodukowaną przez carską ochranę (policję polityczną – aut.), oraz antysemickie pismo „Rola”. Przedstawione tutaj zostały też pogromy, jak ten z 1900 r. w Chojnicach.
Gdy w 1918 r. Polska odzyskuje niepodległość, Żydzi witają odrodzenie kraju z nadziejami i niepokojem. – To pierwsze pokazujemy poprzez udział Żydów w wyborach parlamentarnych. Niepokoje wiążą się z falą pogromów w latach 1918–1920 i tym, że podczas wojny polsko-bolszewickiej żołnierze pochodzenia żydowskiego byli oskarżani o wspieranie Rosjan i często więzieni w obozie internowania w Jabłonnej – wyjaśnia Fikus. Wkraczamy w świat ulicy, takiej, jaką można było znaleźć w każdej dzielnicy zamieszkanej przez Żydów. Widzimy bruk, chodniki, latarnie, fasady budynków. Na umieszczonej na jednej ze ścian osi czasu widać, że od 1935 r. w Polsce narasta antysemityzm. Jest to związane z sytuacją w Europie, głównie z wydarzeniami w Niemczech, jednak autorzy wystawy opowiadają, jak ta nienawiść przenikała do Polski. Tutaj zwiedzający dowiedzą się o pogromach, getcie ławkowym, zakazie uboju rytualnego.
Dla twórców wystawy najtrudniejsze było przedstawienie Holokaustu. Autorom chodziło o to, aby osadzić te wydarzenia w kontekście kraju znajdującego się pod niemiecką okupacją. Dlatego galeria „Zagłada” swoją opowieść zaczyna 1 września 1939 r., gdy wybucha II wojna światowa. Nad głowami zwiedzających są wyświetlane projekcje pokazujące bombowce nad Warszawą. Na suficie pierwszego pomieszczenia umieszczono mapę pokazującą podział Polski na podstawie paktu Ribbentrop-Mołotow. – Zależało nam na tym, aby zwiedzający poczuł się jak Żydzi w 1939 r., a więc nie wiedział od razu, czym ma się to wszystko zakończyć – tłumaczy Fikus. Takie założenie to też odpowiedź na pytanie, dlaczego Żydzi nie uciekali i nie bronili się. Wystawa pokazuje, że eskalacja przemocy następowała etapami: upokarzanie, praca przymusowa, separacja, grabież majątków. Świadczą o tym obwieszczenia rozlepiane na zainscenizowanych murach galerii. Ten wątek kończy się zamknięciem getta. Na jednej ze ścian galerii znajduje się lista wszystkich miast, w których powstały zamknięte dzielnice żydowskie. Było ich ponad 600.
Życie w getcie obserwujemy w scenografii przypominającej kadry z ekspresjonistycznego filmu Roberta Wienego „Gabinet doktora Caligari”. Ściany pomieszczeń są pochyłe, sprawiają wrażenie, jakby za chwilę miały runąć na przechodzących. Umieszczono tu schemat organizacyjny Judenratu, czyli Rady Żydowskiej, który uzmysławia, że pomimo strasznych warunków próbowano w getcie normalnie żyć.
Życie w getcie opisują nam dwie wielkie postaci – Adam Czerniaków, szef Rady Żydowskiej i autor słynnego dziennika, oraz Emanuel Ringelblum, autor kroniki i podziemnego archiwum. Zwiedzający zobaczą niestety tylko kopie stron dziennika Czerniakowa. Oryginał znajduje się w muzeum w Yad Vashem. Jak tam trafił? – Żona Adama Czerniakowa, Felicja, ocalała z Holokaustu. Po wojnie, będąc w złej sytuacji finansowej, chciała sprzedać dziennik męża Żydowskiemu Instytutowi Historycznemu w Warszawie. Jednak nikt nie chciał z nią rozmawiać. Uważano wówczas, że szefowie Judenratu współpracowali z Niemcami, byli zdrajcami – opowiada Fikus.
Wyświetlane w tej galerii projekcje zawsze są maskowane w taki sposób, że obraz ma kształt granic getta. Każda ze znajdujących się tu przestrzeni opowiada o czym innym, o samopomocy, o pracy, o chorobach, o życiu kulturalnym. Opowiada też o religii, o tym, z jak trudnymi pytaniami musieli się wówczas mierzyć uwięzieni w getcie rabini. Jest też wreszcie miejsce poświęcone okrytej złą sławą Żydowskiej Służbie Porządkowej, czyli tzw. Trzynastce. Ostatnia część opowieści o getcie poświęcona jest ruchowi oporu. W muzeum jest też kładka, która symbolizuje drewniany most łączący obie części getta.
Adam Czerniaków popełnia samobójstwo po tym, gdy odmawia podpisania rozkazu o wysiedleniu. Na ścianach wiszą obwieszczenia umieszczane na ulicach między lipcem a wrześniem 1942 r. Schodząc po schodach, śledzimy kalendarium, które dzień po dniu opisuje, ile osób wywożono z getta. 6250, 7500, 7400 – kolejne liczby uzmysławiają, ilu Żydów wyprowadzano na Umschlagplatz. Upiorne wrażenie potęgują niepokojące dźwięki dobiegające z głośników. Każdy schodek to nazwa ulicy – Gęsia, Świętojerska, Wałowa, Franciszkańska, Miła. Dochodzimy do Umschlagplatzu, którego plan został naszkicowany przez jedną z ocalałych osób.
Na wystawie dowiemy się także o działalności Żydowskiego Komitetu Narodowego i Żegoty. Tutaj opowiedziana jest historia ludzi, którzy się ukrywali „pod powierzchnią” i „na powierzchni”. – Tak pisał o tym Emanuel Ringelblum, który także się ukrywał. Pisał, że Żyd, który ma dobry wygląd, nazwisko, pieniądze i kontakty, może ukrywać się na powierzchni dzięki fałszywym papierom. Inni ukrywali się pod powierzchnią – wyjaśnia Fikus. Przechodzimy zatem korytarzem, w którym są liczne szczeliny. W każdej z nich umieszczono historie ukrywających się Żydów. Część z nich kończy się szczęśliwie. Częściej giną zarówno ukrywani, jak i ukrywający.
Kluczowe dla wymowy wystawy głównej muzeum jest przedstawienie Shoah. Autorzy nie epatują obrazami okrucieństwa. Widzimy korytarz wyłożony rdzawymi metalowymi płytami. Ma przypominać komorę gazową, może krematorium? Po jednej stronie widnieje na nim opowieść o obozie w Treblince, po drugiej o Oświęcimiu. Na końcu umieszczono zapiski członków Sonderkommando, Żydów, których zmuszano do obsługi komór gazowych oraz palenia zwłok. Wiedzieli, że zginą. Postanowili na skrawkach papieru zostawić świadectwo tego, co zobaczyli, czego byli świadkami. Udało im się także wykonać kilka zdjęć, które zamykają korytarz. – Twórcy tej galerii, czyli Barbara Engelking i Jacek Leociak, długo zastanawiali się, w którym momencie zakończyć opowieść o zagładzie. Dotąd zwiedzający podążają z ofiarami ramię w ramię. Tutaj muszą ich zostawić i odejść – wyjaśnia Joanna Fikus.
Po wielu latach przygotowań w Warszawie powstało miejsce niezwykłe, opowiadające, co się wydarzyło przez kolejne tysiąc lat. Ta opowieść jest ważnym głosem dyskusji o tożsamości polskich Żydów i wspólnej historii. Przypomina nam, jak wiele straciliśmy przez Holokaust i jakie spustoszenie wywołał on w relacjach obu narodów. Przypomina też legendę – gdy Żydzi zostali wygnani z Izraela po zburzeniu Wielkiej Świątyni w 70 r. n.e., szli przez puszczę i usłyszeli głos: „Polin” – co znaczy: „Tu odpoczniesz”. „Polin” to po hebrajsku także „Polska”.