"Tygodnik Powszechny" opisuje kulisy powoływania nowego rządu. Kiedy Donald Tusk usłyszał o nominacji Grzegorza Schetyny na szefa MSZ wściekł się. Na to Ewa Kopacz odpowiedziała: "Trzeba było odbierać telefony".

Polityk PO, znajomy Ewy Kopacz, mówi w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym": – Ale Donald był już w innym świecie. Został „królem” Europy, więc nie miał ochoty grzęznąć w krajowej polityce. Zbywał ją, nie odbierał telefonu. Prezydent wyznaczył termin, a ona nadal była „w lesie”. Cezary Grabarczyk, lider platformianej „spółdzielni”, oznajmił, że nie weźmie nic poniżej wicepremiera. Bronisław Komorowski publicznie skrytykował pomysł, by Jacek Rostowski był ministrem spraw zagranicznych. Zrozumiała, że musi decydować sama.

Polityk PO: – Nie bardzo wiedziała, co robić. W końcu wysłała SMS do Grzegorza Schetyny. Było to coś w stylu: „Czy będziesz mnie zwalczał?”. „Nie” – odpisał Schetyna. „To przyjdź jutro”. Rozmowa trwała trzy minuty. „MSZ ci pasuje?”. „Pasuje”. „To jesteśmy umówieni”.

Niebawem zadzwonił Donald Tusk: „No i jak z rządem? Idziesz do prezydenta?”. „Idę, wszystko gotowe”. „No a MSZ?”. „Schetyna”. Tusk się wściekł. „Nie ma na to zgody” – powiedział. „Trzeba było odbierać telefon”.