Korekta w polityce prorodzinnej, monopol w sprawach bezpieczeństwa państwa, obsada MSZ i dotrwanie rządu do końca kadencji – to oczekiwania prezydenta.
Dziś Ewa Kopacz ma rozmawiać z prezydentem o składzie rządu i jego programie. Głowa państwa przedstawi swoje postulaty.
Polityka prorodzinna to jeden z filarów politycznej aktywności pałacu. I jeden z głównych tematów rozmów z Kopacz. Z jednej strony chodzi o wsparcie rodzin wielodzietnych. To mają załatwić proponowane przez ministra finansów Mateusza Szczurka zmiany w systemie ulg prorodzinnych. Prezydent ma także swoje postulaty. Minister Irena Wóycicka chciałaby docelowo takiej zmiany systemu ulg, by wsparcie z tytułu posiadania dzieci było odczuwalne co miesiąc, a nie raz w roku, gdy rozliczany jest PIT. To wymaga rozmów z resortem finansów, gdyż wprowadzenie takiego rozwiązania generuje w pierwszym roku koszty (trzeba by wypłacać ulgi z poprzedniego roku i z bieżącego).
Do tego Pałac Prezydencki szykuje własną ustawę prorodzinną. Ma ona charakter uzupełniający wobec rozwiązań wprowadzonych do tej pory przez rząd. Zakłada m.in. wprowadzenie urlopu rodzicielskiego na raty, czemu przeciwny do tej pory był rząd. Rozmowa z Ewą Kopacz ma wyjaśnić, czy Komorowski będzie miał poparcie dla swoich pomysłów ze strony nowego rządu.
W sprawie zwiększenia pieniędzy na wojsko w zasadzie wszystko jest ustalone. Spotkanie z Kopacz w tym punkcie będzie raczej formalnością. W rządzie trwają prace nad ustawą zwiększającą wydatki na MON do 2 proc. PKB i jest zielone światło ze strony prezydenta, by weszła ona w życie od 2016 r. W przyszłym i tak budżet wyda na armię blisko 2,3 proc. PKB z powodu spłaty ponad 5 mld zł ostatniej raty za F-16.
Popierany przez prezydenta Tomasz Siemoniak ma pewne miejsc w rządzie, więc w tej kwestii nie ma zapalnych punktów między nową premier a pałacem.
Gorącą kwestią pozostaje obsada szefa MSZ. Komorowski jest niechętny przejściu Radosława Sikorskiego na fotel marszałka Sejmu. Wolałby, aby nadal kierował resortem dyplomacji. Argumentem ma być brak doświadczenia nowej premier w sprawach międzynarodowych. Ale nie jest też tajemnicą, że Komorowski woli, żeby Sikorski nie wzmocnił się politycznie na funkcji marszałka Sejmu. Z nieoficjalnych informacji DGP wynika jednak, że ta zmiana jest przesądzona. W takim przypadku prezydent chciałby mieć wpływ na wybór następcy Sikorskiego. Sprzeciwiał się kandydaturze Jacka Rostowskiego. Teraz osoby z jego otoczenia wskazują Jerzego Koźmińskiego lub Pawła Zalewskiego. Nie wiadomo, jak zareaguje na nich Ewa Kopacz. Ale typy Komorowskiego mogą być dla niej do przyjęcia jako kandydaci z doświadczeniem międzynarodowym i byli wiceszefowie resortu spraw zagranicznych.
Polityczny warunek prezydenta to stabilność gabinetu. Komorowski oczekuje, że rząd dotrwa do końca kadencji. Jego największa obawa to próba zorganizowania przez PO wyborów parlamentarnych razem z prezydenckimi. Komorowski, którego poparcie jest wysokie, ma realne szanse na zwycięstwo w pierwszej turze. Głowa państwa może liczyć na elektorat innych ugrupowań, w tym np. PSL czy lewicowy. W tej chwili kwestią otwartą wydaje się, czy PSL wystawi własnego kandydata. Z kolei w przypadku podzielonej lewicy możliwe jest wystawienie kilku kandydatów. Gdyby przy okazji wyborów prezydenckich odbyły się parlamentarne, część elektoratu głosowałaby według partyjnych sympatii także w wyborach głowy państwa. Ludowcy musieliby wówczas wystawiać własnego kandydata. Sam Komorowski byłby postrzegany przede wszystkim jako kandydat PO. Słabsze notowania Platformy rzutowałyby na jego wynik i praktycznie skazały na konieczność walki w drugiej turze.
Choć na razie nikt nie mówi o wcześniejszych wyborach, to takiego scenariusza nie można wykluczyć. Zwłaszcza jeśli wynik w wyborach samorządowych byłby zły i notowania PO pogorszyły się na wiosnę. Platforma mogłaby doprowadzić do takiego scenariusza na dwa sposoby. Po pierwsze stawiając projekt uchwały o samorozwiązaniu Sejmu. – PiS byłby pod przymusem. Krytykuje rząd i domaga się jego odejścia, więc musiałby się zgodzić na taki wariant, a wtedy PO ma szanse na lepszy wynik. Jeśli PiS się nie zgodzi, to traci wizerunkowo, i wówczas także wygrywa PO – tłumaczy polityk koalicji. Inny wariant to nieuchwalanie przez Sejm budżetu. Wówczas prezydent może rozpisać wybory parlamentarne. Choć to jest dużo bardziej ryzykowny politycznie, bo oznacza odrzucenie przez koalicję własnego projektu budżetu.
Do takiego scenariusza przymierzał się także PiS w 2006 r., po tym jak nie udało mu się do doprowadzić do samorozwiązania Sejmu.