Szef PO nie zapewni, by namaszczony przez niego premier utrzymał się na stanowisku – uważa prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Czy odejście premiera do Brukseli oznacza początek końca dominacji silnych liderów w polskiej polityce?
Nie. Cały czas mamy Jarosława Kaczyńskiego, a zobaczymy, co będzie z PO. Można oczekiwać, że po „długiej i krwawej walce” w PO, która teraz się zacznie, jakiś nowy samiec alfa obejmie przywództwo w tej partii. Ja bym nie przewidywał końca epoki silnych liderów. System finansowania partii politycznych sprzyja rządom jednoosobowym.
Czyli polityka w najbliższych latach nadal będzie się kręciła wokół PiS i PO?
Wydaje mi się, że tak. Samo odejście Tuska tego zjawiska nie zakończy. Mimo że jego spór z Kaczyńskim ma także wymiar osobisty. Obaj politycy świetnie funkcjonowali na scenie politycznej, podsycając spór między PO a PiS. Platformie zapewnił on siedem lat rządzenia, a PiS pozycję partii opozycyjnej numer jeden. I konflikt będzie nadal podsycany, bo leży w interesie aparatu partyjnego obu ugrupowań. Mówimy o samcach alfa, ale liderzy partyjni są silni na poziomie wycinania potencjalnych kontrkandydatów wewnątrz partii. I Kaczyński, i Tusk muszą się liczyć z aparatami partyjnymi. Przez 10 lat finansowania partii politycznych z budżetu ugrupowania obrosły aparatczykami, dla których są miejscem pracy. Oni o te miejsca pracy będą walczyć.
Tylko że z jednej strony będziemy mieli PiS z silnym liderem, a z drugiej próżnię po Tusku.
Próżni nie będzie, będzie walka o przywództwo. To ciągle potężna partia, która rządzi i ma cały czas szanse, by rządzić Polską w drugiej połowie dekady. Wprawdzie te szanse się zmniejszają w momencie odejścia Tuska, ale PO to ciągle łakomy kąsek dla wielu polityków.
Premierowi może udać się kierować partią z tylnego siedzenia, gdy już będzie w Brukseli?
Na początku tak. Pierwszym tego przejawem będzie próba namaszczenia jakiejś osoby na nowego premiera i lidera partii. Ale z każdym dniem i miesiącem, gdy będzie pełnił funkcję szefa Rady Europejskiej, te możliwości wpływu na polską politykę będą się kurczyły. Aby rządzić partią, trzeba mieć czas. Oczywiście 1 grudnia nie straci nagle wpływów w PO, ale one będą topniały w miarę, jak będzie nasilała się walka o sukcesję.
Kto będzie następcą Tuska?
Kandydatów jest kilku, ale pierwszy ruch wykona premier. Jego nominat zostanie wybrany na zasadzie uszanowania autorytetu szefa rządu i lidera partii. Ale premier nie będzie w stanie zapewnić w 100 procentach trwałości własnego wyboru, bo PO jest partią głęboko podzieloną i odejście lidera, który to spinał, spowoduje, że te podziałały się nasilą.
Osobą teraz typowaną jest Ewa Kopacz. Lider na miarę Tuska i Kaczyńskiego?
Na razie nic na to nie wskazuje. Choć zawsze może być inaczej. Już po Smoleńsku było widać, że jest osobą, która kiepsko sobie radzi z dużym stresem, a stanowisko premiera jest najbardziej stresogennym w polskim życiu publicznym. Jeśli to ją wybierze premier, ruszy na nią potężny atak polityków PO na czele ze Schetyną.
Prezydent ma szansę zostać samcem alfa w PO?
Prezydent będzie chciał zwiększyć swoje wpływy w tej partii. On w niej nigdy nie odgrywał pierwszoplanowej roli. Dziś nie może rządzić bezpośrednio w partii. Ale może to robić przez swoich ludzi.
Czy wojna o sukcesję w PO będzie długotrwała?
Zakładam, że sukcesja z nadania Tuska odbędzie się przed wyborami samorządowymi i ten nowy przywódca czy przywódczyni będzie rozliczany z ich wyniku. Potem zacznie się piekło ustalania list do Sejmu. Wreszcie wybory parlamentarne i rozliczenie się z wyniku wyborów. Dziś mało kto wierzy, że PO wygra z PiS. W takim przypadku to też może być powodem rozliczeń. To będzie ciąg kryzysów w zarządzaniu partią. Jeśli Ewa Kopacz zostanie następcą Tuska i przetrzyma takie trzy piekielne próby, może rzeczywiście stanie się liderem PO. Dziś nie postawiłbym na taki scenariusz.
Jak będzie wyglądała przyszłość rządu w takich uwarunkowaniach? Nie grozi mu erozja, wyborcza licytacja?
W zasadzie Donald Tusk już zaczął ten proces. Jego przemówienie z zeszłego tygodnia to wyciąganie kiełbasy wyborczej dla najstarszych i najmłodszych. Widać, że ta strategia będzie kontynuowana, ale dla kraju dobrze byłoby, by ten rok gnicia, który nas czeka, był skrócony. By na przykład wybory parlamentarne zostały połączone z prezydenckimi. Ale boję się, że tak się nie stanie.