- Boni był agentem bezpieki i donosił na kolegów. Jedyną konsekwencją jest to, że ktoś dał mu w twarz. Dużych konsekwencji nie poniósł - mówi w telewizji Superstacja poseł PiS Zbigniew Girzyński. - Nie zaskoczyło mnie, że Boni napisał o tym na Twitterze. Donoszenie jest w jego naturze. Człowiek z odrobiną honoru oddałby - dodaje Girzyński. Zastrzega jednak, że on sam nikogo "nie tknąłby nawet palcem", ale też nie pozwoliłby dać sobie w twarz.

- W roku 1992, kiedy pan Janusz Korwin-Mikke, jako poseł, był autorem słynnej uchwały lustracyjnej, pan Boni publicznie zaprzeczał, że był agentem bezpieki. W niewybrednych słowach zwyzywał pana Korwin-Mikke od oszołomów, używał inwektyw. Po czym po kilku latach przyznał się, że był agentem bezpieki. Korwin-Mikke postanowił mu wymierzyć karę. Niesłusznie, bo politycy nie są od tego, żeby się okładali po twarzach. Inna sprawa, że jedyną konsekwencją za to, że było się agentem bezpieki i donosiło na kolegów jest to, że panu Boniemu ktoś dał w twarz. Dużych konsekwencji nie poniósł - powiedział Girzyński.

Poseł PiS zastrzegł jednak, że "wdawanie się w bójki nie powinno mieć miejsca":

- Ja bym w życiu nie tknął palcem pana Boniego, ani kogokolwiek. Uważam, że to zachowanie było absolutnie niepotrzebne - powiedział Girzyński. - Mnie nie zaskoczyło to, że Boni napisał o tym na Twitterze. Wcześniej zasłynął z tego, że jest donosicielem, więc donoszenie jest w jego naturze. Człowiek z odrobiną honoru i przyzwoitości w takiej sytuacji zareagowałby w ten sposób, że by oddał - stwierdził poseł PiS.

- A pan by oddał? dopytywał dziennikarz Superstacji Jarema Jamrożek.

- Z całą pewnością nie pozwoliłbym sobie dać w twarz. Ktoś, kto by spróbował to zrobić, spotkałby się z reakcją. A ostatnią rzeczą, którą bym zrobił, to byłoby pisanie na Twitterze, że ktoś mnie publicznie upokorzył. W ten sposób upokorzył się jeszcze bardziej - powiedział Zbigniew Girzyński.