Złe prognozy dla polskiej gospodarki nakreślone przez szefa MSW są dziś mało realne.
W czasie rozmowy Sienkiewicz – Belka rząd właśnie szykował się do nowelizacji budżetu. Gabinet Tuska liczył się z utrzymaniem przez dłuższy czas złej sytuacji gospodarczej i z tym, że skutki kryzysu przełożą się na nastroje społeczne. Rekordowo niskie były też wpływy do budżetu. Efektem miało być – jak mówi szef MSW – ponad 40-proc. poparcie dla PiS.
Teraz tak pesymistyczny scenariusz nie wchodzi w grę. Według dostępnych prognoz nasza gospodarka będzie jedną z najszybciej rozwijających się w Europie. Po tym jak dokonano zmian w OFE, Komisja Europejska zawiesiła wobec Polski procedurę nadmiernego deficytu.
Jak to się stało, że latem 2013 PO obawiała się widma bankructwa państwa, a dziś o wspieraniu przez NBP gospodarki nie ma mowy? Z jednej strony efekty dają zmiany w OFE. Z drugiej działania obliczone na spadek długu publicznego i deficytu. Umorzenie aktywów o wartości 150 mld zł spowodowało obniżenie kosztów obsługi długu, a także deficytu, bo mniejsza część składki będzie trafiała poza sektor finansów publicznych. Ale też odbiła gospodarka. Jeszcze w 2013 r. rząd konserwatywnie założył w budżecie, ze wzrost PKB wyniesie w tym roku 2,5 proc. Dziś mowa jest o 3,3. Na koniec roku najpewniej spełnimy kryterium konwergencji deficytu sektora finansów publicznych, który wyniesie najwyżej 3 proc.
– Rok 2015 powinien być dobrym rokiem. Wzrost będzie na przyzwoitym poziomie 3,5 proc. Już w tym roku będzie można prefinansować około 30 proc. przyszłorocznych potrzeb pożyczkowych – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
W jakich warunkach czarny scenariusz mógłby się spełnić? W 2013 rząd, nowelizując budżet, musiał zwiększyć deficyt o 16 mld zł. I doszedł do rekordowego pułapu 51 mld zł. Już wtedy zakładano odbicie w gospodarce, ale nikt nie był w stanie przewidzieć, w jakiej skali ono nastąpi i czy będzie trwałe.
W 2013 roku PKB urósł o 1,6 proc. Gdyby taki wynik utrzymał się w dwóch kolejnych latach, budżet by się nie spinał. Przed rządem stanęłaby konieczność cięć wydatków lub – gdyby nie ciął – konflikt z Brukselą.
Cięcia niekorzystnie wpływałyby na gospodarkę, osłabiając wzrost gospodarczy i zwiększając bezrobocie. – Ocenia się, że poziom wzrostu PKB gwarantujący możliwość przełożenia na nastroje społeczne to 2 proc. Co najmniej takiego poziomu trzeba, by móc kreować miejsca pracy – wyjaśnia Roland Paszkiewicz z Centralnego Domu Maklerskiego PEKAO SA.
Czarny scenariusz musiałby też wynikać ze złej sytuacji międzynarodowej, zawirowań na rynkach finansowych oraz obniżenia popytu na polskie obligacje. W takim przypadku oprocentowanie polskich papierów skarbowych szłoby w górę, zwiększając koszty obsługi długu. To z kolei pogłębiałoby kłopoty budżetowe. Rynki, orientując się, że budżet ma kłopoty, zażądałyby wyższych odsetek za finansowanie długu. Doszłoby do nakręcania się spirali zadłużenia. Recepta omawiana przez Belkę i Sienkiewicza miała temu zapobiec.
W takim przypadku bank centralny mógłby wspierać rząd. Jeśli bank centralny ma możliwość kupowania obligacji na rynku wtórnym, może działać jak gracz rynkowy i kupując duże ilości papierów, obniżać ich cenę, wspomagając budżet i stabilizując finanse publiczne. Przy okazji bank centralny stabilizuje cały krajowy system finansowy, spełniając swoją ustawową rolę. Czarny scenariusz pozostaje jednak tylko hipotezą szefa MSW.