W centrum Kijowa płoną opony. To protest przeciwko próbom zlikwidowania barykad na placu Niepodległości i części głównej ulicy stolicy, Chreszczatyka.

Aktywiści podpalili około 20 opon, tuż przy remontowanym centralnym domu handlowym, na rogu Chreszczatyka i ulicy Bohdana Chmielnickiego. Co chwila dochodzi do kłótni z tymi, którzy chcą, aby barykady w centrum zostały rozebrane. Ci, którzy zamieszkali w namiotach na Majdanie protestują. Reprezentuje ich grupa około 30 mężczyzn. Podkreślają oni, że permanentna manifestacja na placu Niepodległości, to element wywierania wpływu na władze, które nie powinny im mówić, czy mają tam protestować, czy nie. Podkreślają, że demonstracje, które rozpoczęły się pod koniec listopada nie zostały zorganizowane przez polityków, a przez zwykłych obywateli.

Na Majdanie cały czas przebywa około półtora tysiąca osób, stoi kilkadziesiąt namiotów. Większość obecnych to mężczyźni mający ponad 40 lat. Gotują, piorą, a nawet uprawiają warzywa na placu Niepodległości. Czasem biorą udział w manifestacjach przed sądami i innymi instytucjami państwowymi. Centrum Kijowa nadal pozostaje nieprzejezdne. Władze, w tym nowy mer Witalij Kliczko, twierdzą, że Majdan już zrealizował stawiane przed nim zadania i może się rozejść. Organizacje społeczne chcą, aby nadal pozostały tam namioty do czasu przeprowadzenia prawdziwych zmian systemowych, czyli lustracji polityków, uchwalenia nowej konstytucji, a także ukarania winnych krwawej rozprawy z demonstrantami pod koniec lutego. Chcą także przedterminowych wyborów parlamentarnych i samorządowych.