Cała Europa, w tym i Polska, świętuje dziś kolejną rocznicę zakończenia drugiej wojny światowej. Jednak według obowiązującego w naszym kraju prawa, Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności powinniśmy obchodzić 9 maja. A to za sprawą dekretu Krajowej Rady Narodowej kierowanej przez Bolesława Bieruta z 8 maja 1945 roku, która podobnie jak w Związku Radzieckim przyjęła, że Polacy będą świętowali zwycięstwo nad Trzecią Rzeszą i wyzwolenie przez Armię Czerwoną 9 maja.

Dyrektor Biura Edukacji Instytutu Pamięci Narodowej Andrzej Zawistowski w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową podkreśla, że obowiązujący wciąż dekret Bierut jest paradoksem. Nie dość, że 8 maja obchodzimy nie Dzień Zwycięstwa, ale dzień zakończenia wojny, to jeszcze dochodzi do tego fakt, że ani 8, ani 9 maja Armia Czerwona wolności Polsce nie przyniosła. Po zakończeniu wojny - dodaje doktor Zawistowski - pół Polski znalazło się w granicach Związku Radzieckiego.

Zawistowski przypomina, że 9 maja do dziś w Rosji obchodzony jest jako zwycięstwo w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, a nie w drugiej wojnie światowej, a sowieci zdecydowali się na zmianę dat, by odróżnić się od krajów zachodniej Europy.

Doktor Zawistowski wyjaśnia, że dla Polski 8 maja 1945 roku, kiedy Niemcy podpisały bezwarunkowy akt kapitulacji, nie oznaczał wolności. 11 listopada - tłumaczy historyk - to dzień kiedy odzyskaliśmy wolność i mogliśmy o sobie stanowić, 8 maja oznaczał dla milionów Polaków początek nowej okupacji komunistów, która trwała przez kolejnych 45 lat.

Polska po zakończeniu działań wojennych na mocy ustaleń na konferencji w Jałcie między Churchillem, Rooseveltem i Stalinem znalazła się w sowieckiej strefie wpływów. Na rzecz Związku Radzieckiego utraciliśmy znaczną część wschodnich terenów, zamieszkanych przez kilka milionów Polaków. Ponadto do 1989 roku, w Polsce władzę sprawowali komuniści, którzy byli zależni od Moskwy.