– Musiałem jechać karetką z poważnie rannym dzieckiem. Nie spotkałem na miejscu innego lekarza. Swoje obowiązki przekazałem więc dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej. Ustaliliśmy wszystkie procedury. Uznałem, że na miejscu wypadku nie ma już nikogo w stanie zagrożenia życia – tłumaczył w TVP Info swoją nieobecność na miejscu karambolu na autostradzie S8, dyrektor pogotowia w Łodzi, Krzysztof Niedźwiedzki.

Jak informuje TVP Info segregacja wstępna wymagała czasu. To nie była zwykła kolizja drogowa. Na miejscu ratownicy stwierdzili, że nie ma lekarza koordynującego ziałania pogotowia.

Niedźwiecki udał się z czwartą ofiarą do Centrum Zdrowia Matki Polki, kiedy stan dziecka zaczął się gwałtownie pogarszać. W karetce monitorowano jego stan, ale ratownicy nie mogli dopuścić do kolejnej śmierci.