Najprawdopodobniej znaleziono ciało mężczyzny, który przed dwoma dniami wypadł z prywatnego samolotu koło Florydy. Natrafiono na nie w przybrzeżnych zaroślach koło Miami, w Zatoce Biscayne. Obecnie specjaliści potwierdzają jego tożsamość.

42-letni mężczyzna sam otworzył drzwi i wypadł do oceanu z pokładu lekkiego samolotu Piper, gdy maszyna znajdowała się na wysokości około 610 metrów. Pilot trzykrotnie nadał sygnał alarmowy do służb przybrzeżnych w Miami i do wieży kontroli lotów.

Poszukiwania w Atlantyku trwały prawie 3 dni. Nie podano ani personaliów pilota ani informacji dokąd leciała maszyna. Według władz, na pokładzie były tylko dwie osoby. Podczas policyjnego dochodzenia nie znaleziono dowodów na dokonanie przestępstwa.