Przełomowe słowa w sprawie amerykańskich podsłuchów? Władze Stanów Zjednoczonych po raz pierwszy publicznie przyznają, że poszły za daleko w inwigilacji obywateli innych krajów.

Słowa te wypowiedział szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry, podczas łączenia wideo z uczestnikami Szczytu na rzecz Partnerstwa Otwartych Rządów w Londynie. Przyznał, że w niektórych przypadkach amerykańska administracja "zagalopowała się" w zbieraniu danych. Zapewnił jednak, że taka sytuacja się nie powtórzy i że niewinni ludzie na tym nie ucierpią. John Kerry dementował medialne doniesienia o tym, że Amerykanie podsłuchiwali we Francji aż 70 milionów rozmów. Jego zdaniem, środki masowego przekazu relacjonują tą sprawę z dużą dozą przesady.

Mimo tych deklaracji, John Kerry bronił amerykańskich podsłuchów. Jego zdaniem, były one skuteczne w walce z terroryzmem, bo Amerykanie zapobiegli kilku zamachom z udziałem samolotów, eksplozjom budynków i zabójstwom ludzi. Jego zdaniem, gdyby udałoby się przechwycić odpowiednie informacje, nie doszłoby na przykład do zamachu na centrum handlowe w stolicy Kenii, Nairobi.

W ostatnich tygodniach media donosiły, że amerykańskie służby wywiadowcze podsłuchiwały nie tylko zachodnich przywódców, ale też między innymi przedstawicieli biznesu. Środki masowego przekazu często powoływały się na dane byłego członka amerykańskich służb Edwarda Snowdena, który ukrywa się w Rosji. Głośna była sprawa inwigilacji kanclerz Angeli Merkel. W środę w związku z aferą podsłuchową niemiecka kanclerz wysłała do Waszyngtonu delegację ekspertów do spraw służb specjalnych.