Poseł Przemysław Wipler twierdzi, że został pobity i zapowiada złożenie doniesienia do prokuratury. Zjawił się w Sejmie po dziesięciu godzinach od wydarzenia z widocznymi śladami otarć i potłuczeń na twarzy i rękach, a także z mocno zaczerwienionymi oczami.

Do zajścia doszło pod jednym z warszawskich lokali o 4.00 nad ranem. Poseł powiedział dziennikarzom, że włączył się w awanturę widząc, że dzieją się "niepokojące rzeczy". Przyznał, że nie widział czy w tej awanturze biorą udział klienci lokalu i policja, czy klienci i bramkarze. Nie pamięta też, czy policjanci byli umundurowani. "Jak mam to w zwyczaju, włączyłem się" - powiedział poseł. Niestety na wstępie - jak twierdzi - dosyć szybko użyto przeciwko niemu gazu, kopano go, a także skuto go kajdankami.

Po upływie 4 i pół godziny od zajścia, o 8.30 poseł miał 1,4 promille alkoholu we krwi. Wykazało to badanie zrobione w szpitalu. Poseł relacjonował dziennikarzom, że "dostał gazem", kiedy powiedział, że jest posłem i chciał wyjąć legitymację. Nie odpowiedział na pytanie, czy policjanci byli po cywilnemu, ale uważa, że został brutalnie pobity "z bardzo dużym prawdopodobieństwem przez funkcjonariuszy policji".

Poinformował też, że złoży powiadomienie o popełnieniu przestępstwa i będzie wnioskował o "postawienie zarzutu przekroczenia uprawnień bądź napadu, pobicia". Wyraził nadzieję, że w oparciu o nagrania monitoringu będzie można odtworzyć przebieg wydarzenia i rozstrzygnąć sprawę.

Przemysław Wipler opowiedział też jaką okazję świętował we wtorkowy wieczór. Ponieważ oczekują z żoną piątego dziecka, a badanie USG w 12. tygodniu wypadło pomyślnie, poseł zobowiązał się, że od jutra "w ramach solidaryzmu z żoną", przez cały okres ciąży nie będzie pił alkoholu. Umówił się z kilkoma przyjaciółmi i poszedł na kolację z winem, a potem na drinka.

Dopytywany przez dziennikarzy Przemysław Wipler zapewnił, że krytycznej nocy nie brał narkotyków i nie ma problemów z alkoholem.

Po opuszczeniu Sejmu lider Republikanów udał się na obdukcję.