W Niemczech ruszyły rozmowy koalicyjne. Chadecy i socjaldemokraci do końca roku mają szukać kompromisu, który pozwoli wyłonić stabilny rząd wielkiej koalicji.

Rozpoczęte w środę po południu negocjacje ze względu ze znaczne różnice programowe między CDU a SPD zanoszą się na długie i skomplikowane. Największy spór może dotyczyć wprowadzenia jednolitej płacy minimalnej w wysokości 8,50 euro za godzinę dla wszystkich branż gospodarki, czego domaga się SPD. Emocje budzą też kwestie personalne. Socjaldemokraci nieoficjalnie oczekują sześciu tek ministerialnych, w tym jednej z najważniejszych – finansów.
Ponadto na ułożonej przez SPD liście warunków zawarcia umowy znalazło się zwiększenie dotacji dla samorządów, ograniczenie umów śmieciowych czy wprowadzenie podatku od transakcji finansowych. Lewica w geście dobrej woli zrezygnowała za to z forsowania pomysłu zwiększenia stawki podatkowej od osób najlepiej zarabiających, a także z postulatu zrównania prawnego związków homoseksualnych z małżeństwami.
W negocjacjach weźmie udział 75-osobowy zespół, składający się z władz ugrupowań i partyjnych ekspertów z wybranych dziedzin. Wkrótce zostanie on podzielony na 12 grup roboczych, które zajmą się rozwiązywaniem poszczególnych punktów spornych. Obie partie chcą do grudnia zawrzeć ostateczne porozumienie. W przeciwnym razie Niemcom grożą nawet nowe wybory. Do chwili powstania nowego rządu władzę sprawuje dotychczasowy gabinet. To wyjątkowa sytuacja, bo niektórymi resortami (np. MSZ) kierują przedstawiciele liberalnej FDP, która nie przekroczyła progu wyborczego.