Stany Zjednoczone wciąż poszukują "międzynarodowej koalicji" w sprawie ewentualnej interwencji w Syrii. Tak oświadczył sekretarz obrony tego kraju Chuck Hagel w odpowiedzi na decyzję Brytyjczyków o tym, że nie wezmą udziału w akcji militarnej.

Polityk zaznaczył, że Waszyngton szanuje wynik głosowania w Izbie Gmin, która odrzuciła wniosek premiera Davida Camerona o interwencję wojskową w Syrii. Chuck Hagel dodał, że Stany Zjednoczone będą kontynuowały rozmowy z Brytyjczykami, dotyczące możliwych reakcji na użycie broni chemicznej przez reżim Baszara al-Assada. Powiedział też, że "każdy naród ponosi odpowiedzialność za swoje decyzje". 21 sierpnia miało dojść do ataku na przedmieściach Damaszku. Według opozycji, która o atak oskarża władze, zginęło ponad 1300 osób. Rząd Baszara al-Assada od początku zaprzeczał jakoby użył broni chemicznej. W Syrii od ponad 2 lat trwa wojna domowa. Szacuje się, że w walkach zginęło ponad 100 tysięcy osób.

Wielka Brytania nie chce interwencji, Cameron tego żałuje

Wielka Brytania nie weźmie udziału w akcji militarnej przeciwko Syrii. Poinformował o tym brytyjski sekretarz obrony Philip Hammond. To skutek wieczornego głosowania w Izbie Gmin, w którym deputowani odrzucili wniosek premiera Davida Camerona o interwencję wojskową w Syrii.

Premier David Cameron żałuje porażki w głosowaniu w sprawie interwencji w Syrii. Wniosek szefa brytyjskiego rządu o militarne zaangażowanie w tym kraju, u boku Stanów Zjednoczonych, odrzuciła wczoraj Izba Gmin. David Cameron zaznaczył, że nadal będzie kontaktował się w tej sprawie z prezydentem Barackiem Obamą. "Mam nadzieję, że do naszej rozmowy dojdzie być może jutro" - powiedział. Przekonywał, że nie spocznie w wysiłkach na rzecz szukania koalicji popierającej interwencję w Syrii. "Musimy pokazać zdecydowane podejście na całym świecie wobec zbrodni wojennej, która ma miejsce w Syrii" - zapewnił. Dodał jednocześnie, że szanuje stanowisko Izby Gmin. Brytyjski premier oczekuje, że amerykańska administracja zrozumie decyzję parlamentu w Londynie.

Waldemar Skrzypczak nie był bardzo zaskoczony decyzją tamtejszego parlamentu. "Brytyjczycy widzą, jakie tkwi w ataku niebezpieczeństwo. Jeśli chodzi o Syrię to należy zachować ostrożność zanim wejdzie się tam z wojskami. Prezydentowi USA trudno będzie zbudować polityczną koalicję państw popierających interwencję w Syrii."- twierdzi Skrzypczak.
Wiceminister obrony narodowej dodawał, że militarnie USA są wstanie same przeprowadzić atak powietrzny na Syrię. Waldemar Skrzypczak twierdzi jednak, że Barack Obama do samego końca będzie szukał jak największej liczby sojuszników.

Francja chętna do pomocy

Francja może wziąć udział w interwencji w Syrii niezależnie od wczorajszej decyzji brytyjskiego parlamentu, który odrzucił wniosek premiera o zaangażowanie się w atak na Syrię. Prezydent Francji Francois Hollande oświadczył, że domniemany atak chemiczny w Damaszku spowodował "nieodwracalną" krzywdę narodowi syryjskiemu. "To nie może pozostać bezkarne" - stwierdził francuski przywódca. Francja popiera również stanowcze sankcje wobec rządu Baszara al-Asada. Francois Hollande dodał, że nadal rozpatrywane są wszystkie możliwości rozwiązania sytuacji w Syrii.

Liban przestrzega przed międzynarodową interwencją w Syrii. Minister spraw zagranicznych najbliższego sąsiada Syrii po raz kolejny podkreślił, że uderzenie na Damaszek spowoduje chaos w regionie. Jak informuje z Bejrutu specjalny wysłannik Polskiego Radia, Wojciech Cegielski, spośród wszystkich sąsiadów Syrii to właśnie Liban w największym stopniu został dotknięty trwającą 2,5 roku wojną domową. Zarówno w Bejrucie, jak i w innych miastach kilkakrotnie już dochodziło do zamachów, związanych z konfliktem w Syrii. Libański minister spraw zagranicznych Adnan Mansur powtórzył, że atak na Syrię oznacza chaos na Bliskim Wschodzie i kolejne zamachy w Libanie. Argumentował też, że spadające na Damaszek rakiety wypędzą z Syrii kolejną dużą grupę uchodźców, z którą Liban może się już nie uporać.

Barack Obama wciąż nie podjął decyzji w sprawie interwencji zbrojnej w Syrii. Ma być ona odpowiedzią na zeszłotygodniowy, domniemany atak bronią chemiczną reżimu wobec własnych obywateli. Biały Dom wszelkie możliwe scenariusze konsultuje na szczeblu rządowym, wojskowym oraz z Kongresem. W tej sprawie późnym wieczorem przeprowadzono półtoragodzinną telekonferencję. Oprócz Baracka Obamy uczestniczyli w niej przedstawiciele: Pentagonu, wywiadu, wojska oraz doradca ds. bezpieczeństwa narodowego. Jak dotąd żadna decyzja w sprawie ewentualnej akcji zbrojnej przeciwko Syrii nie została podjęta.

Co dalej Ameryko?

Jeżeli zajdzie taka potrzeba, Amerykanie we własnym zakresie opracują prawne uzasadnienie całej akcji. Administracja Białego Domu może wydać rozkaz ataku bez konsultacji i zgody Kongresu Stanów Zjednoczonych. Jednak Republikanie zaproponowali zwołanie posiedzenia obu izb, gdyż kongresmeni również pragną wyrazić swoją opinię. W tej sprawie wysłano specjalny list do prezydenta. Wszelkie decyzje zostaną podjęte w oparciu o bezpieczeństwo narodowe, a działania zbrojne mają przede wszystkim za zadanie ostrzeżenie reżimu Asada przed ewentualnym ponownym atakiem przy użyciu broni chemicznej

Większość Amerykanów opowiada się przeciwko interwencji zbrojnej w Syrii. Podobne stanowisko zajmuje również amerykańska prawica. Nie wiemy kto użył broni chemicznej, bez debaty w kongresie nie ma mowy o interwencji zbrojnej - twierdzi republikański senator Rand Paul. Dodaje, że zgodnie z konstytucją, to właśnie kongres podejmuje decyzję o wojnie, a nie prezydent. Zdaniem senatora Paula, wojna w Syrii nie ma wpływu na bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych, a zwycięstwo którejkolwiek ze stron wcale nie musi przynieść Ameryce nowych sojuszników. "Musimy odpowiedzieć sobie na pyanie, czy akcja zbrojna leży w interesie USA, jaki jest jej cel i strategia" - mówią republikanie. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Huffington Post i stację telewizyjną FOX, większość Amerykanów sprzeciwia się interwencji zbrojnej w Syrii.

Barack Obama będzie podejmował decyzje w sprawie Syrii, kierując się interesem Stanów Zjednoczonych. W ten sposób Biały Dom skomentował rezygnację Wielkiej Brytanii z udziału w ewentualnej interwencji w Syrii. Decyzję tę podjęto po odrzuceniu przez Izbę Gmin wniosku premiera Davida Camerona o taką interwencję. Rzeczniczka Białego Domu Caitlin Hayden powiedziała, że prezydent Obama jest przekonany, iż w najgłębszym interesie Stanów Zjednoczonych leży, aby "kraje, które pogwałcą międzynarodowe normy, dotyczące broni chemicznej, zostały pociągnięte do odpowiedzialności". Rzeczniczka dodała, że mimo wyników głosowania w Izbie Gmin, Stany Zjednoczone będą się nadal konsultować z brytyjskim rządem, gdyż Wielka Brytania jest jednym z ich najbliższych sojuszników i przyjaciół.