Przedłużające się oczekiwanie na narodziny małego księcia lub księżniczki, dziecko Williama i Kate rozpala monarchistyczne uczucia Brytyjczyków. Ale nie tylko. Królewska "baby-mania", jak ją określa brytyjska prasa, ogarnęła poddanych Elżbiety II w dawnych dominiach i innych krajach.

W Kanadzie, mieszkańcy Toronto spoglądają w górę, na szczyt najwyższego wieżowca CN Tower, żeby się przekonać, czy zapalą się na nim różowe, czy niebieskie światła, zwiastujące płeć noworodka. W Australii, była premier Julia Gillard, dzierga na drutach kangura dla następcy, bądź następczyni tronu. Ta "dzieciomania" rozszerzyła się i na republiki. Znani z hazardu Irlandczycy robią zakłady na płeć i imię dziecka. Gazeta "Irish Mirror" powołuje się na rzekomo pewne wypowiedzi księcia Harry'ego i księżniczki Eugene, że to "na pewno chłopiec". W USA narodziny uczczą rauty, garden-party i fajerwerki w wielu miastach.

Tymi narodzinami interesują się nawet kraje historycznie niezwiązane z brytyjską monarchią. Jak donosi gazeta "The Sunday Telegraph", rząd Finlandii przysłał Williamowi i Kate wyprawkę, jaką otrzymują wszyscy młodzi rodzice w tym kraju, zawierającą wszystko - od butelek, śpioszków i kołderki, po grzechotki, smoczki-gryzaczki i zimowy skafander, a wszystko w torbie, która rozkłada się w kołyskę. Jeszcze nienarodzone niemowlę figuruje już w internetowej Wikipedii. Ktoś założył mu też konto na Twitterze. Pierwszy wpis brzmi "Strasznie tu ciemno...".