We Włoszech zanosi się na bezprecedensowe rozwiązanie kryzysu związanego z wyborem nowego prezydenta. Istnieje bowiem możliwość, że 87-letni Giorgio Napolitano, którego kadencja kończy się w połowie maja, w imię najwyższego interesu państwa zgodzi się na reelekcję.

Tego w powojennej historii Włoch jeszcze nie było. Konstytucja, która stanowi, że kadencja głowy państwa wynosi siedem lat, nie mówi nic o reelekcji. Odmawiając prezydent Napolitano może w tej sytuacji jedynie powołać się na swój wiek, jak czynił to zresztą do tej pory, gdy namawiano go, by pozostał.

Wybrany w maju 2006 roku większością zaledwie 54 procent głosów i to przez samą lewice, szef państwa postrzegany jest obecnie jako jedyny polityk, który mógłby wyprowadzić Włochy z chaosu. Powstał on po lutowych wyborach do parlamentu, których w jednoznaczny sposób nie wygrała żadna z partii, a pogłębił się podczas trwających od czwartku wyborów jego następcy. Ani w pierwszych trzech głosowaniach, gdy wymagana była większość dwóch trzecich głosów, ani w dwóch kolejnych, gdy spadła ona do 504, żaden kandydat nie zbliżył się nawet do tej granicy.