Warszawie i Budapesztowi zależało na wyłączeniu KE z całej procedury. Ale to się może nie udać

Chodzi o mechanizm zapowiedziany przez przewodniczącą KE Ursulę von der Leyen. Był on postrzegany jako ukłon nowej przywódczyni w kierunku polskiego rządu. Warszawa zarzucała stronniczość Brukseli, bo na cenzurowanym w instytucjach europejskich ciągle jest Polska, podczas gdy inne kraje – jak podnosił polski rząd – też mają sporo na sumieniu. Dlatego teraz kontrolowani mają być wszyscy. Po równo. Jak wynika z informacji DGP w KE, nowy mechanizm ma polegać na szeroko zakrojonym przeglądzie przeprowadzanym podobnie jak dzisiaj gospodarka w ramach semestru europejskiego.
Polska wraz z Węgrami naciskała na to, by przeglądem praworządności co roku zajmowała się Rada UE, co oznaczałoby, że to kraje członkowskie miałyby kontrolować siebie nawzajem. Warszawie i Budapesztowi zależało na wyłączeniu KE z całej procedury. Ale to się może nie udać. Według źródła w KE w Brukseli trwają już prace nad przygotowaniem nowej procedury, która będzie wzorowana na europejskim semestrze, mechanizmie służącym do koordynowania polityki gospodarczej i budżetowej w UE. Sytuacja gospodarcza monitorowana jest bardzo skrupulatnie, co trwa przez pierwsze sześć miesięcy każdego roku (stąd określenie „semestr europejski”). W ramach tej procedury wszystkie stolice przedstawiają w Brukseli swój polityczny plan reform strukturalnych i program stabilności lub konwergencji (nas jako kraj doganiający Zachód obowiązuje ten drugi). W maju KE wydaje zalecenia, które kraje członkowskie biorą pod uwagę, planując bud żet na przyszły rok. Semestr europejski jest kluczowy dla oceny kondycji gospodarki i stanu finansów publicznych. Co prawda rekomendacje nie są wiążące, ale to na podstawie semestru europejskiego KE podejmuje decyzje o uruchomieniu procedury nadmiernego deficytu wobec tych państw, które łamią reguły finansowe UE.
– W procedurze dotyczącej praworządności będziemy przyglądać się temu, jak funkcjonuje w poszczególnych państwach cała szeroko ujęta koncepcja kontroli i równowagi („checks and balances”). Nie będzie chodziło jedynie o sądownictwo i o to co, np. polski rząd zmienił w Trybunale Konstytucyjnym, Sądzie Najwyższym czy sądach powszechnych. Będziemy patrzeć dużo szerzej – mówi źródło w KE. Pod uwagę brane będą sądownictwo, system walki z korupcją, przestrzeganie konstytucji i media.
Przeprowadzenie tak szeroko zakrojonego przeglądu będzie sporym wysiłkiem. Jak jednak mówi nasz rozmówca, KE ma to do pewnego stopnia wytrenowane, ponieważ co roku przygotowuje raport (po ang. Justice Scoreboard), w którym gromadzi dane na temat sprawności wymiaru sprawiedliwości w poszczególnych krajach. To pokłosie problemów z praworządnością na Węgrzech sprzed kilku lat. Z kolei w europejskim semestrze (tym dotyczącym gospodarki) monitorowana jest walka z korupcją.
Nowa procedura – podobnie jak semestr europejski – nie przewiduje żadnych sankcji. Ale to nie oznacza, że będzie bezzębna. Zalecenia nie będą mogły być łatwo ignorowane przez kraje członkowskie, bo to właśnie one będą dostarczać argumentów do zawieszenia wypłat z europejskiego budżetu. Uwarunkowanie eurofunduszy praworządnością to pomysł, który pojawił się jeszcze wcześniej, ale długo nie było zgody co do tego, kto i co będzie przesądzać o tym, że dany kraj członkowski musi pożegnać się z funduszami unijnymi. Rząd PiS domagał się obiektywnych przesłanek, które będą jasno przesądzały naruszenie zasad państwa prawa.
Warunkowość będzie obowiązywać w nowej perspektywie budżetowej. To oznacza, że groźba zawieszenia pieniędzy zawiśnie nad krajami będącymi na bakier z praworządnością od 2021 r. Rozporządzenie w tej sprawie nie zostało jeszcze przyjęte, ale większość krajów się za tym opowiada i teraz dogrywane są detale.
Rozmówca w polskim rządzie podkreśla, że wynegocjowany kształt rozporządzenia jest dobry dla Polski, w odróżnieniu od tego, co proponowano na początku. Zgodnie z obecną propozycją Bruksela będzie mogła zawiesić fundusze tylko w przypadku, kiedy będzie bezpośrednie zagrożenie dla budżetu UE i zostanie to udowodnione przez Komisję Europejską.
– Nie będzie więc odbywać się to na podstawie ogólnego przeświadczenia, że nam się praworządność w Polsce nie podoba. Nie ma mowy o takiej politycznej uznaniowości – mówi osoba z bezpośredniego otoczenia premiera.
Zdaniem informatora z KE, nikt w Brukseli nie jest dzisiaj w stanie wykazać, że zmiany w polskim sądownictwie stanowią bezpośrednie zagrożenie dla interesów finansowych w UE. Powody do obaw będą mieć przede wszystkim te kraje, w których dochodzi do malwersowania unijnych pieniędzy, a pod tym względem Polsce nie można nic zarzucić.
Nie wiadomo, kiedy Komisja Europejska miałaby rozpocząć monitorowanie stanu praworządności w państwach UE. Po pierwsze, pracę musi wreszcie zacząć nowa KE, która ma już prawie trzytygodniowe opóźnienie z powodu problemów z jej składem. Po drugie, na nowy mechanizm muszą się również zgodzić wszystkie kraje członkowskie, które w większości chcą większej kontroli UE nad praworządnością. Pytanie jednak, czy zaakceptują tak głęboki monitoring na własnym podwórku. ©℗
Procedura nie przewiduje sankcji, ale nie oznacza to, że będzie bezzębna