Górnik z kopalni Biełaruskalij w Salihorsku Jury Korzun przykuł się kajdankami 305 m pod ziemią na znak protestu. Kajdanki siłą przepiłowano, a Korzuna odwieziono do szpitala – poinformował komitet strajkowy kopalni.

42-letni Korzun rozpoczął swoją akcję protestu w czwartek rano. Wcześniej poinformował w sieciach społecznościowych, że zamierza pozostać pod ziemią, dopóki nie zostaną zrealizowane jego żądania.

To m.in. dymisja prezydenta Alaksandra Łukaszenki, powstrzymanie przemocy ze strony struktur siłowych wobec obywateli, w tym bicia, porwań i tortur. Korzun domaga się również zaprzestania nacisków na strajkujących robotników i uwolnienia zatrzymanych.

Przed zejściem do kopalni Korzun skierował oficjalne pismo do władz Biełaruskalija, w którym poinformował o swoim proteście. W sieci wKontakte napisał, że Łukaszenka dokonuje „ludobójstwa na białoruskim społeczeństwie” i zarzucił prezydentowi „próbę przywrócenia faszyzmu”. Zarzucił również strukturom siłowym przestępstwa – pobicia, tortury, gwałty wobec pokojowych demonstrantów i przypadkowych ludzi.

Jego zdaniem powstrzymać to "mogą tylko robotnicy, bo władze nikogo innego nie będą słuchać”. „Łukaszenka powiedział to osobiście” – przypomniał. Jak poinformował w Telegramie komitet strajkowy salihorskich kopalni, za karetką, którą odwieziono Korzuna do szpitala, uformowała się kilkudziesięcioosobowa kolumna protestujących.

Z Mińska Justyna Prus (PAP)