Jesteśmy przeciwni podziałom i wymogowi popierania władzy – mówili PAP we wtorek nauczyciele, którzy wzięli udział w kilkugodzinnym proteście przed siedzibą ministerstwa edukacji. W poniedziałek prezydent Alaksandr Łukaszenka zagroził zwolnieniami tym, którzy nie popierają ideologii państwowej.

„Nasze dzieci potrzebują uczciwych nauczycieli” – głosił napis na jednym z plakatów. „Liczyć głosy na wyborach i nie bić ludzi – uczą w szkole, uczą w szkole, uczą w szkole” – napisał ktoś inny, parafrazując słowa znanej wszystkim na Białorusi radzieckiej piosenki dla dzieci, zwanej hymnem pierwszoklasistów.

„Kto nie idzie za Łukaszenką, dla tego nie ma miejsca w szkole? Jestem przeciwna filtrowaniu nauczycieli na słusznych i niesłusznych ideologicznie” – powiedziała PAP Alena, która uczy w klasach początkowych od 1989 r.

„Nauczyciele, którzy nie popierają ideologii państwowej, nie powinni pracować w szkole” – oświadczył dzień wcześniej prezydent Białorusi.

„Co to znaczy ideologia państwowa dzisiaj? To uzurpatorstwo, tyrania, ludobójstwo własnego społeczeństwa, to zwalnianie za poglądy” – nie przebierała w słowach Zemfira, również nauczycielka. „My nie chcemy uczyć dzieci czegoś takiego” – dodała.

Dla Aleny, jak mówiła, przełomowy był dzień wyborów prezydenckich 9 sierpnia. „Kiedy zaczęło się to kłamstwo na kolosalną skalę, kiedy ludzie przychodzili z białymi wstążkami, widzieliśmy tę gigantyczną frekwencję i nagle okazuje się, że nas jest tylko 10 proc. To po prostu okropne kłamstwo” – oceniła, nawiązując do oficjalnych wyników wyborów. Według nich Łukaszenka zdobył 80,1 proc. głosów, a jego oponentka Swiatłana Cichanouska – 10,1 proc.

Rozmówczynie PAP opowiadały, że były świadkami, jak w dzień wyborów dyrektorki szkół wzywały OMON do rozpędzania ludzi, czekających na wywieszenie protokołów w komisjach wyborczych na terenie szkół.

Przed siedzibą ministerstwa edukacji zgromadziło się we wtorek co najmniej kilkaset osób. W czasie gdy trwał tam protest, obok ustawiały się nadjeżdżające ciężarówki z OMON-em i samochody do rozpędzania demonstracji. „To nie dla nas, a na wieczór, bo planowany jest mityng na Placu Niepodległości” – wyjaśniła Alena. To dosłownie 100 m dalej.

PAP zapytała nauczycielki o to, czy i jak białoruska szkoła uczy o symbolice biało-czerwono-białej flagi, która nawiązuje do historii Wielkiego Księstwa Litewskiego i prób utworzenia samodzielnego państwa w 1918 r. przez ogłoszenie Białoruskiej Republiki Ludowej. Do 1995 r. flaga ta była oficjalnym symbolem państwa, potem – z inicjatywy Łukaszenki zmieniono ją po referendum na flagę w kolorze czerwono-zielonym, nawiązującym do historii Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.

W niedzielę ministerstwo obrony nazwało będącą symbolem protestu biało-czerwono-białą flagę – „flagą, pod którą faszyści organizowali masowe mordy Białorusinów, Rosjan, Żydów i innych narodowości”.

„W czwartej klasie jest przedmiot +Moja ojczyzna, Białoruś+. Tam mówi się o historii WKL i BRL, pojawia się temat biało-czerwono-białej flagi” – mówiły nauczycielki. „Pod tą flagą nasz prezydent składał przysięgę podczas pierwszych wyborów” – przypomniała Alena. „Dla nas ta flaga to symbol protestu. Nie jesteśmy przecież przeciwko fladze państwowej. Gdybyśmy jednak chodzili z czerwono-zieloną, to telewizja przedstawi nas jako mityngi poparcia dla Łukaszenki” – powiedziała.

„Ale już są ludzie, którzy chodzą z dwoma flagami. Pojawił się nowy symbol protestu – serce, złożone z dwóch flag” – zauważyła.