Saletra amonowa, która we wtorek eksplodowała w Bejrucie, została skonfiskowana przez władze Libanu w 2013 roku na rosyjskim statku, płynącym z Gruzji do Mozambiku - podała w środę na swojej stronie internetowej katarska telewizja Al-Dżazira.

Według Al-Dżaziry ładunek 2750 ton azotanu amonu przybył do Libanu we wrześniu 2013 roku na pokładzie statku MV Rhosus, pływającego pod banderą Mołdawii. Według informacji z serwisu Fleetmon, monitorującego ruch morski, jednostka płynęła z Batumi w Gruzji do Beiry w Mozambiku.

Katarska telewizja twierdzi, że załoga Rhosusa składała się z ośmiu Ukraińców i Rosjanina, a według ich prawników statek musiał zacumować w Bejrucie w związku z problemami z silnikiem. Jednak służby celne Libanu, po dokonaniu inspekcji, zabroniły mu dalszej podróży i skonfiskowały ładunek. Pięciu Ukraińców repatriowano, czterech pozostałych członków załogi pozostawiono na miejscu do opieki nad statkiem. Następnie urwał się kontakt z właścicielem Rhosusa, który zbankrutował po tym, jak azotan amonu nie dotarł do odbiorcy.

Niebezpieczny towar został wyładowany i umieszczony w hangarze 12 w porcie w Bejrucie - dużej szarej konstrukcji, zwróconej w stronę najważniejszej autostrady kraju, przy głównej ulicy prowadzącej do centrum stolicy.

Jak pisze Al-Dżazira kilka miesięcy później, 27 czerwca 2014 roku ówczesny dyrektor libańskiej służby celnej Shafik Merhi wysłał list zaadresowany do jednego z "sędziów zajmujących się sprawami pilnymi" z prośbą o rozwiązanie problemu.

Wobec braku odpowiedzi celnicy wysłali pod ten sam adres co najmniej pięć kolejnych pism w ciągu najbliższych trzech lat. Prosili w nich o wskazówki i proponowali trzy opcje: wyeksportowanie niebezpiecznego towaru, przekazanie go armii libańskiej lub sprzedanie prywatnej firmie Lebanese Explosives Company.

"W związku z poważnym niebezpieczeństwem związanym z przetrzymywaniem takich towarów w hangarze w nieodpowiednich warunkach klimatycznych, potwierdzamy naszą prośbę do agencji morskiej o natychmiastowy reeksport tych towarów, aby chronić bezpieczeństwo portu i osób pracujących tam. Prosimy także o rozważenie zgody na sprzedaż towaru prywatnej firmie" - cytuje Al-Dżazira pismo wysyłane przez libańskich celników.

Według katarskiej telewizji żadne z tych pism nie doczekało się odpowiedzi.

27 października 2017 roku Badri Daher, nowy dyrektor libańskiej administracji celnej, po raz kolejny wystosował pismo, w którym ponownie wezwał do podjęcia decyzji w tej sprawie ze względu na "niebezpieczeństwo (...) pozostawienia tych towarów w miejscu, w którym się znajdują”. To też nie poskutkowało i przez kolejne prawie trzy lata saletra amonowa nadal znajdowała się w hangarze.

Premier Libanu Hassan Diab we wtorek uznał eksplozję w porcie za „wielką narodową katastrofę” i obiecał, że „wszystkie odpowiedzialne za nią osoby poniosą karę”. Prezydent Michel Aoun zaniedbania związane z przetrzymywaniem niebezpiecznego towaru nazwał "niedopuszczalnymi" i także zapowiedział "najostrzejsze kary" dla osób odpowiedzialnych.

Jak podkreśla Al-Dżazira, społeczeństwo libańskie nie ma wątpliwości, że pierwotną przyczyną tragedii jest ogromna niegospodarność w przesiąkniętym korupcją kraju, a odpowiedzialna za to jest klasa polityczna, traktująca z pogardą mieszkańców Libanu.

Wielu Libańczyków odważnie jest teraz mówi, że do katastrofy doszło w obiekcie użyteczności publicznej, znanym powszechnie w Libanie jako "Jaskinia Ali Baby i 40 rozbójników" z powodu ogromnej ilości państwowych funduszy, które podobno zostały zmalwersowane tam przez wiele lat.

Zarzuty obejmują twierdzenia, że miliardy dolarów dochodów z ceł nigdy nie trafiły do skarbu państwa z powodu programów zaniżania wartości importu. "Bejrut już nie istnieje i tym, którzy rządzili tu przez ostatnie dziesięciolecia, nie ujdzie to na sucho - powiedziała Rima Majed, libańska działaczka polityczna i socjolog. - To są przestępcy, a ta tragedia to prawdopodobnie ich największe przestępstwo”.

Pierwsza silna eksplozja w porcie w Bejrucie miała miejsce we wtorek ok. godz. 18 czasu lokalnego (godz. 17 w Polsce), po czym nastąpił pożar i kilka detonacji, a następnie doszło do drugiej, znacznie silniejszej eksplozji, która spowodowała ogromny dym w kształcie grzyba i praktycznie zmiotła z powierzchni ziemi port i okoliczne budynki.

W eksplozjach śmierć poniosło ponad 100 osób, a ok. 4 tys. zostało rannych. Według gubernatora Bejrutu Marwana Abbuda bez dachu nad głową pozostało do 300 tys. ludzi, a szkody, które spowodowały wybuchy, wstępnie oszacowano na ponad 3 mld dolarów.