Tysiące demonstrantów zebrało się we wtorek wieczorem przed siedzibą premiera Izraela Benjamina Netanjahu w Jerozolimie, a w środę dziesiątki protestujących próbowały zablokować wejście do parlamentu. Policja zatrzymała 38 osób za zakłócanie porządku.

Po północy siły bezpieczeństwa zaczęły rozpędzać protestujących używając armatek wodnych; w akcji byli też funkcjonariusze konnej policji.

Wieczorna demonstracja składała się z dwóch grup: jedna wzywała Netanjahu do dymisji w związku z ciążącymi na nim zarzutami korupcji, defraudacji i nadużycia zaufania, a druga - była kierowana przez restauratorów, którzy nie zgadzają się z rządowym sposobem walki z kryzysem gospodarczym wywołanym pandemią koronawirusa.

Środowy protest przed Knesetem skierowany jest przeciwko ustawie, która uprawnia rząd do nakładania szeroko zakrojonych i niepopularnych w Izraelu ograniczeń przeciwepidemicznych bez - wymaganej jak dotąd - akceptacji komisji parlamentarnej. W ostatnich tygodniach tzw. komisja ds. koronawirusa kilkakrotnie już nie zgadzała się na decyzje rządu, dotyczące m.in. zamknięcia plaż czy restauracji.

W pobliżu siedziby premiera w Jerozolimie regularnie odbywają się antyrządowe demonstracje, które - jak zauważa dziennik "Haarec" - stają się coraz bardziej gwałtowne. Ich rozmiary wzrosły w ostatnich dniach, ponieważ rosnący niepokój spowodowany kryzysem gospodarczym skłonił nowe grupy społeczne do przyłączenia się do protestów.

Z powodu kryzysu wywołanego pandemią bezrobocie w Izraelu wynosi obecnie 21 proc. Sondaże pokazują, że mniej niż 30 proc. opinii publicznej ufa, że Netanjahu poradzi sobie z kryzysem.

Liczba zakażeń w kraju wzrosła gwałtownie w ciągu kilku tygodni od zniesienia ograniczeń po dwumiesięcznej blokadzie, do prawie 2 tys. infekcji SARS-CoV-2 dziennie w zeszłym tygodniu.