Od upadku ZSRR nie było na poziomie federalnym tak niewiarygodnych wyników, jak w przypadku ogólnorosyjskiego głosowania w sprawie zmian w konstytucji. Budowę putinizmu zakończono wraz z tzw. wyzerowaniem kadencji i praktyczną gwarancją rządów Władimira Putina do ukończenia przez niego 83. roku życia (w 2036 r. upłynie druga pełna kadencja prezydencka od czasu wejścia w życie nowelizacji). To jasny sygnał dla establishmentu: koniec z gierkami, kto zostanie następcą Putina. Na razie nie będzie żadnego.
System uznał, że – trawestując słowa Alaksandra Łukaszenki – „eleganckie zwycięstwo” jest ważniejsze niż udawanie, że wyniki mają coś wspólnego z rzeczywistością. Zakończone w środę głosowanie, które ze względu na COVID-19 trwało tydzień, przyniosło 79 proc. głosów „za” przy 68-proc. frekwencji. Zmiany poparły wszystkie regiony poza Nienieckim Okręgiem Autonomicznym (NAO). Moskwa chciała połączyć NAO z sąsiednim obwodem archangielskim, czemu sprzeciwiali się i mieszkańcy, i lokalne elity. – To nie są głosy przeciwko poprawkom, a przeciwko zjednoczeniu – mówił p.o. gubernatora NAO Jurij Biezdudny. Aluzja zrozumiała.
Rządy autorytarne lubią wyniki tuż poniżej 80 proc., bo z jednej strony oznaczają one masowe poparcie, a z drugiej sprawiają wrażenie wiarygodnych, skoro nie przekroczono tej psychologicznej granicy. Chociaż są też inne warianty: szkoła „tuż powyżej 80 proc.” i szkoła „dobrze ponad 90 proc.”, w zależności od pewności siebie reżimu. 78 proc. miał dostać w 1998 r. prezydent Azerbejdżanu Heydar Aliyev, a 75 proc. jego syn İlham pięć lat później. 77 proc. dostali Łukaszenka w 2001 r. (w kolejnych wyborach wybierał wariant „tuż powyżej 80 proc.”) i Putin w 2018 r.
Rosyjska administracja elektoralna jest o tyle przejrzysta, że podaje w trybie online oficjalne rezultaty dla każdego lokalu wyborczego. Pozwala to psefologom (geografom wyborczym) i matematykom na przeanalizowanie ich i wykrycie anomalii statystycznych, które są praktycznie pewnym dowodem na manipulowanie wynikiem i – w zależności od typu anomalii – dosypywanie głosów „za” lub unieważnianie głosów „przeciw” albo wpisywanie do protokołu oczekiwanych liczb niezależnie od tego, jak głosowali wyborcy.
Ten ostatni przypadek jest możliwy w skonsolidowanym systemie autorytarnym o wysokim poziomie kontroli nad społeczeństwem. I takie wnioski płyną z analizy wyników w niektórych regionach, przede wszystkim w republikach etnicznych. Na czoło wysuwa się Czeczenia, jedyna część Rosji, o której śmiało można powiedzieć, że zbudowała system totalitarny. W rejonie (powiecie) naurskim głosowano w 22 lokalach. W 19 odnotowano 98,6 proc. głosów „za”, w dwóch 98,7 proc. i w jednym 98,8 proc. Takie wyniki określa się mianem narysowanych, bo nie mają nic wspólnego z realną liczbą kart w urnach wyborczych.
W rejonie grozneńskim w każdej komisji poza trzema specjalnymi odnotowano 99,8–99,9 proc. „za”. Najwyraźniej była też druga wskazówka: wszędzie musi być jakiś głos „przeciw”. Trzy komisje specjalne odnotowały po jednym głosie na „nie”, który stanowił odpowiednio 0,9, 1,1 i 8,3 proc. całości. To nieprawdopodobne, bo przy tak masowym poparciu dla jakiegoś postulatu wyniki i tak nie byłyby tak bardzo pod linijkę, a i powinna się znaleźć jakaś komisja, w której nie byłoby żadnego głosu przeciwnego. W większości rejonów nie ma też ani jednego głosu nieważnego. Najwyraźniej rozdzielnik ich nie uwzględnił, więc komisje na wszelki wypadek ich nie meldowały. W całej Rosji było 15 rejonów ze 100 proc. głosów ważnych, z czego dziewięć przypadło na Czeczenię.
Ciekawe dane przyszły też z kożuunu (powiatu) tierie-cholskiego w buddyjskiej Tuwie, gdzie przy urnach stawili się rzekomo wszyscy uprawnieni. Tym razem nie skończyło się na narysowaniu wyników w republikach etnicznych. Po raz pierwszy w historii narysowano je też w mieście milionowym – konkretnie w Kazaniu. Niższy poziom fałszerstw, czyli polegający na dorzucaniu głosów „za”, odnotowano w całym kraju, w tym – po raz pierwszy od lat – w Moskwie i Petersburgu. W obecnej i dawnej stolicach wybory nie bywają w pełni wolne, bo nie rejestruje się kandydatów opozycji, a aparat państwowy działał na rzecz władzy, ale przynajmniej dzień wyborczy przebiegał uczciwie. Nie tym razem, na co również wskazują anomalie, np. coś, co w mechanice kwantowej określa się mianem efektu Zenona. Polega on na tym, że sam fakt prowadzenia obserwacji zamraża ewolucję obserwowanego systemu kwantowego. Obecność niezależnych obserwatorów zamraża zaś mechanizm fałszowania głosów. Komisje wstydzą się czy też boją dosypywać głosy w obecności obcych. W Kazaniu komisje meldowały niemal 80-proc. frekwencję, a w dwóch obwodach z obserwatorami 45–50 proc. W Ufie lokal z obserwatorem zameldował o 50 pkt niższą frekwencję niż reszta. „Jeśli chodzi o rozmiary fałszerstw, głosowanie zajmuje pierwsze miejsce w historii Rosji” – pisze psefolog Aleksandr Kiriejew. Statystyk wyborczy Siergiej Szpilkin ocenia, że sfałszowano 22 mln głosów.