Armatorzy rybołówstwa rekreacyjnego rozpoczęli w czwartek protest. Właściciele kutrów domagają się wsparcia finansowego od państwa. Chcą zablokować pracę w strategicznych portach. Akcja protestacyjna ma trwać do odwołania.

Armatorzy rybołówstwa rekreacyjnego rozpoczęli w czwartek rano protest, który polegać będzie na paraliżu strategicznych portów. Około 50 oflagowanych jednostek wypłynęło o godz. 2.30 z Władysławowa w kierunku akwenu portu w Gdyni. Na statkach wywieszone są transparenty m.in. „Walczymy o życie”, „Nagrody rządowe wypłacone, a nasze konta wyczyszczone”, „Chcemy prawa i sprawiedliwości dla rybołówstwa rekreacyjnego”, „Nie damy się dalej okłamywać”, „Panie premierze, chcemy żyć!”.

„Forma protestu będzie zależała od kapitanatu w Gdyni, do którego powoli się zbliżamy. Zaczniemy od próby porozumienia. Będziemy prosili, żeby nas wpuszczono do portu. Przypuszczamy, że spotkamy się w odmową. Wówczas będziemy domagali się, aby umożliwiono wpłynięcie kilku jednostkom, by nasi przedstawiciele mogli złożyć petycję do premiera” - powiedział PAP Andrzej Walszaczyk ze Stowarzyszenia Sajks z Kołobrzegu, członek sztabu kryzysowego.

Armatorzy zablokują w ten sposób możliwość wpłynięcia do portu innym jednostkom. Protestujący dopuszczają również blokadę portu w Gdańsku.

„My nigdy nie blokujemy toru wodnego, po prostu przepływamy. Jesteśmy niezadowoleni z poczynania rządu i chcemy to wyrazić. Działamy zgodnie z prawem. Nawet, jeżeli zblokujemy funkcjonowanie portów, jednostki Straży Granicznej oraz Morskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego będą miały niezakłócone przejście na tych obszarach wodnych” – wyjaśnił w rozmowie z PAP prezes Bałtyckiego Stowarzyszenia Wędkarstwa Morskiego w Darłowie Andrzej Antosik.

Przedstawiciele Sztabu Kryzysowego Rybołówstwa Rekreacyjnego chcą wręczyć wojewodzie pomorskiemu oraz dyrektorowi Urzędu Morskiego w Gdyni pismo ze swoimi postulatami prosząc, by przekazali je premierowi.

Protestujący domagają się odszkodowania dla armatorów jednostek rybołówstwa rekreacyjnego za wprowadzenie zakazu połowów dorsza, rekompensaty dla załóg z tytułu utraty stanowisk pracy i odszkodowania za trwałe wycofanie jednostek rybołówstwa rekreacyjnego z działalności połowowej (złomowania).

„Nie chcemy bawić się w politykę, bo nie jesteśmy politykami. Jesteśmy normalnymi ludźmi morza, którzy płacą podatki, którzy chcą normalności. Jesteśmy przedsiębiorcami, którym zakazano w kraju przestrzegającym prawa prowadzenia działalności gospodarczej polegającej na połowie dorsza. Chcemy się zezłomować i odejść od tego biznesu na takich samych zasadach jak rybołówstwo komercyjne. Chcemy godnie odejść. Naszym głównym hasłem jest – koniec z dyskryminacją naszego środowiska. Inne podmioty otrzymują potężne pieniądze. Rybołówstwo komercyjne, przetwórcy, akwakultura dostaną z UE 120 tys. euro tylko za to, że przez rok nie będą mogli łowić dorsza” – powiedział PAP członek sztabu kryzysowego armatorów rybołówstwa rekreacyjnego Michał Niedźwiecki.

Przedstawiciele rybołówstwa rekreacyjnego wskazują, że wciąż nie otrzymali obiecanej przez Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej pomocy finansowej. Chodzi o możliwość złomowania jednostek, stworzenia osłony na czas opracowania przepisów przez ministerstwo i rekompensat dla załóg. Ich zdaniem potrzeba na to ok. 150 mln zł. Resort zaproponował wędkarzom 20 mln zł odszkodowania.

W ocenie armatorów, proponowana przez resort rekompensata to „mrzonki i kpina”. Jak mówią, czują się oszukani. Zapowiedzieli, że będą protestować dopóki minister Gróbarczyk „nie usiądzie z nimi do stołu i nie otrzymają realnego wsparcia finansowego".

„Przestaliśmy wierzyć panu ministrowi Gróbarczykowi. Złożona przez niego obietnica to granie na czas. Dla nas to wciąż wirtualne pieniądze, które nijak mają się do naszych postulatów i wartości naszych jednostek, jeśli chodzi o złomowanie. Oczekujemy, że pan minister wyjdzie do nas z konkretną propozycją na papierze, którą będziemy mogli podpisać i pod którą podpis złoży pan premier, inaczej nie ustąpimy. Po raz kolejny zostaliśmy oszukani, więc w jaki sposób możemy mu wierzyć. Jeśli otrzymamy, ponownie zawiesimy protest. Mamy czas, w tej chwili jesteśmy bez pracy. Zatankowaliśmy jachty i będziemy protestowali do skutku” – powiedział PAP Andrzej Antosik.

Armatorzy zajmujący się rybołówstwem rekreacyjnym są w ciężkim położeniu po decyzji władz Unii Europejskiej, które wprowadziły od stycznia 2020 r. zakaz połowu dorsza we wschodniej części Bałtyku, także rekreacyjnego. Rygory zostały wprowadzone w związku z fatalnym stanem populacji tego gatunku w wodach Bałtyku.

W połowie stycznia minister Gróbarczyk podpisał ze sztabem kryzysowym armatorów rybołówstwa rekreacyjnego porozumienie, które - jak informował resort - kończyło protest i zakładało wsparcie branży w związku z unijnym zakazem połowu dorsza na Bałtyku. Zgodnie z porozumieniem do końca marca miały być znane szczegółowe warunki pomocy dla armatorów.

Sztab kryzysowy armatorów skupionych w Stowarzyszeniu Armatorów Jachtów Komercyjno-Sportowych z Kołobrzegu oraz Bałtyckim Stowarzyszeniu Wędkarstwa Morskiego z Darłowa reprezentuje ponad 100 przedsiębiorców, którzy zatrudniają po dwóch, trzech pracowników i organizują wyprawy dla wędkarzy zajmujących się rekreacyjnie rybołówstwem morskim.

W listopadzie ub.r. w ramach protestu 92 morskie jednostki wędkarskie przez dwie godziny blokowały porty na środkowym Pomorzu. Już wtedy armatorzy zapowiadali, że w razie niespełnienia ich postulatów może dojść do zablokowania strategicznych portów w Gdańsku, Gdyni i Świnoujściu.