Uzbrojeni po zęby agenci federalni będą tropić nielegalnych przybyszów. Wcześniej przejdą specjalistyczne szkolenia.
Ponad stu funkcjonariuszy US Customs and Border Protection (CBP), czyli federalnej służby celnej i imigracyjnej, zostanie oddelegowanych do poszukiwania nielegalnych imigrantów. Będą działać w takich metropoliach jak Chicago, Nowy Jork, San Francisco, Los Angeles, Atlanta, Houston, Boston, Nowy Orlean i Newark w New Jersey. Wśród nich są agenci oddziałów taktycznych patroli granicznych wyszkoleni i stosujący metody operacyjne podobne do SWAT. Ten skrót oznacza Special Weapons and Tactics (Specjalne Uzbrojenie i Taktyka) – to stworzona do przeprowadzania działań o wysokim poziomie niebezpieczeństwa jednostka policji. Jej funkcjonariusze przygotowani są na sytuacje wymagające błyskawicznej reakcji. Wyposażeni są w specjalistyczną broń i ekwipunek. Głównym zadaniem wspomnianych agentów jednostek taktycznych US Customs and Border Protection było dotąd ochranianie południowej granicy USA oraz tropienie przemytników narkotyków i walka z kartelami. Przerzucenie jej na front ścigania nieuzbrojonych imigrantów jest zjawiskiem bez precedensu we współczesnej historii Ameryki. Wspomniana setka agentów CBP oddelegowana do wielkich miast przejdzie m.in. szkolenie snajperskie.
Stany Zjednoczone przez dekady – w przeciwieństwie do krajów zachodniej Europy – prowadziły bardzo liberalną politykę imigracyjną. Władze przymykały oko na obecność nielegalnych przybyszów na rynku pracy, bo ci byli zwykle gotowi pracować za o wiele niższe stawki niż ubezpieczeni i zrzeszeni w związkach zawodowych Amerykanie. Dopiero za rządów Busha juniora i Obamy zasady się usztywniły, zaczęto solenniej kontrolować pracobiorców oraz bardziej systematycznie przeprowadzać deportacje. Ale polityka rządu Donalda Trumpa i nadzorowanych przez niego agencji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo to radykalny przełom. Zaczyna się prawdziwa epoka „zera tolerancji” dla nieudokumentowanych imigrantów.
Polityka imigracyjna prezydenta Donalda Trumpa jest częścią jego wielkiego społecznego programu „America First” – Ameryka na pierwszym miejscu. Chodzi w nim o ochronę amerykańskich pracowników i tamtejszego przemysłu. To też zerwanie z trwającą od dziesięcioleci polityką imigracyjną, która koncentrowała się na względnie łatwym udzielaniu azylu. Program Trumpa skupia się na kilku obszarach: ograniczeniu legalnej imigracji (m.in. loterii wizowej), zbudowaniu muru na granicy z Meksykiem, usztywnieniu procedur azylowych, blokowaniu świadczeń społecznych dla nielegalnych przybyszów, deportacji imigrantów, którzy przybyli do Stanów Zjednoczonych jako dzieci (będących wcześniej pod ochroną rządowego programu Deferred Action for Childhood Arrivals), a przede wszystkim na ściganiu ludzi chcących bezprawnie przekroczyć granicę USA. 12 sierpnia 2019 r. administracja Trumpa wprowadziła bardziej rygorystyczne kryteria dla ubiegających się o zieloną kartę, czyli prawo stałego pobytu. Standardy te mają na celu wyeliminowanie tych, którzy byli w trakcie procedury załatwiania sobie karty, a korzystali z pomocy państwa w postaci ubezpieczenia w systemie Medicaid, bonów żywnościowych czy subsydiowaniu mieszkań.
Zmiana odbywa się też na poziomie formalnoprawnym. Rządzone przez demokratycznych gubernatorów stany oraz miasta z lewicowymi burmistrzami nie chciały współpracować z US Customs and Border Protection oraz innymi zajmującymi się walką z nielegalną imigracją jednostkami. Teraz agenci CBP będą zbierać informacje na własną rękę, a śledztwa mogą prowadzić metodami, jakich dotąd używało się wobec przestępców z karteli. „To narazi na niebezpieczeństwo naprawdę wielu ludzi, a także zacznie się proces militaryzacji naszych ulic oraz swoista dwuwładza, w ramach której agenci federalni będą rywalizować z lokalną policją” – powiedziała Naureen Shah, aktywistka odpowiedzialna za kwestie imigracyjne w CLU (Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich), najpotężniejszej w USA pozarządowej organizacji zajmującej się ochroną praw obywatelskich.