Władze Ukrainy ogłosiły w czwartek, że wszczynają dochodzenie w sprawie tego, czy na jej terytorium nie doszło do nielegalnego śledzenia byłej ambasador USA w Kijowie Marie Yovanovich.
W dochodzeniu chodzi o zbadanie, czy ludzie z biznesowo-towarzyskiego zaplecza Donalda Trumpa nie zlecili obserwowania szefowej amerykańskiej placówki osobom ze świata przestępczego. W tej sprawie prokuratura generalna czekała tylko na pretekst. Okazał się nim wywiad, którego udzielił Lew Parnas, biznesmen i bliski współpracownik Rudy’ego Giulianiego, prawnika zatrudnianego przez prezydenta USA do prowadzenia nieoficjalnej, równoległej polityki zagranicznej. Wspomniany przedsiębiorca został w październiku aresztowany w Waszyngtonie i usłyszał zarzut niezgodnego z prawem finansowania zagranicznych podmiotów. Teraz postanowił opowiedzieć swoją wersję wydarzeń, która wychodzi o wiele dalej niż zlecenie śledzenia Yovanovich.
„Staramy się nie krytykować naszego największego sojusznika na Zachodzie, ale nie możemy tolerować łamania prawa na swoim terytorium” – oświadczył w rozmowie z mediami szef ukraińskiego MSW Arsen Awakow. Według Parnasa o obserwowaniu szefowej placówki miał wiedzieć Donald Trump.
Marie Yovanovich jest dyplomatką z ponadtrzydziestoletnim stażem. Pracę w MSZ zaczynała za Ronalda Reagana, a George W. Bush i Barack Obama wysyłali ją jako kierowniczkę kilku placówek. Ten ostatni, pod koniec swojej drugiej kadencji, powierzył jej misję w Kijowie. – Jej kandydatura przeszła przez Senat błyskawicznie. Politycy z obu stron sporu od razu zgodzili się, że wobec eskalującej wojny w Donbasie potrzebny będzie wytrawny specjalista od Ukrainy. Taki jak Yovanovich. Gdy już po swojej dymisji (w maju 2019 r. – red.) zeznawała przed Izbą Reprezentantów. Generalnie dano jej wiarę, że była przedmiotem nacisków ze strony obecnego rządu, by wpływać na prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, by ten pomógł ludziom Trumpa w zdobyciu dokumentów obciążających b. wiceprezydenta Joego Bidena – mówi nam b. pracownik administracji jednej z kongresowych komisji. Chodzi o ewentualne nadużycia, jakich się miał dopuścić zatrudniony w ukraińskiej firmie Burisma Holding Hunter Biden, syn zastępcy Obamy, a dziś faworyt do demokratycznej nominacji w wyborach prezydenckich.
Kluczowym momentem w aferze poszukiwania kwitów na Bidenów była rozmowa telefoniczna, jaką w lipcu Trump odbył z Zełenskim. Amerykański prezydent miał szantażować Ukraińca, że jeżeli nie pomoże mu w skompromitowaniu Bidena, to Amerykanie nie wypłacą obiecanych pieniędzy na pomoc wojskową. Gdy sprawa wyszła na jaw, środki, które zresztą wcześniej w ustawie budżetowej wyasygnował Kongres, zostały przelane do Kijowa. To, czy Trump wówczas nie nadużył władzy, jest przedmiotem zaczynającego się właśnie procesu prezydenta przed Senatem w ramach procedury impeachmentu.
To, co powiedział Parnas telewizji CNBC, rzuca światło na aferę. Według współpracownika Rudy’ego Giulianiego gospodarz Białego Domu wiedział o wszystkim od samego początku. Dowodem na to mają być SMS-y i rozmowy na jednym z komunikatorów, w których współpracownicy prezydenta wymieniają się uwagami na ten temat.
Słowa Parnasa potwierdzają hipotezę, o której kilka miesięcy temu pisał DGP. Dotyczyła ona przyczyn odwołania przez Donalda Trumpa wizyty w Warszawie, z okazji 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Amerykański prezydent miał się w Polsce spotkać z Wołodymyrem Zełenskim. Negocjacje w sprawie dostarczenia przez Kijów sztabowi Trumpa dokumentów obciążających Bidena szły jednak opornie. W efekcie prezydent USA postanowił zostać w Waszyngtonie, przekonując, że musi walczyć ze skutkami huraganu Dorian.
Parnas twierdzi, że gospodarz Białego Domu był wściekły na Zełenskiego za to, że ten nie chce uruchomić oficjalnego śledztwa przeciwko Bidenowi oraz jego synowi Hunterowi. O owym wybuchu gniewu prezydenta i gwałtownemu odwołaniu planów miał mu powiedzieć Giuliani. Trump wysłał do Warszawy wiceprezydenta Mike’a Pence’a. Towarzyszył mu m.in. ambasador USA przy Unii Europejskiej Gordon Sondland. Ten ostatni zeznał przed jedną z komisji Izby Reprezentantów badających ukraińską aferę, że rozmawiał z jednym z doradców Zełenskiego o tym, iż pomoc finansowa dla Kijowa jest uzależniona od wszczęcia śledztwa przeciwko Bidenom. Parnas dodał, że w sprawę wtajemniczony był Pence i jego zadaniem było wywarcie presji na prezydenta Ukrainy. Według niego szczegółową wiedzę na ten temat ma posiadać zdymisjonowany jesienią doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton. Kongresmeni już go wezwali do złożenia zeznań.
Sprawa zlecenia śledzenia w Kijowie Yovanovich przypomina aferę, która wydarzyła się za prezydentury Busha juniora, w 2003 r. Szef biura wiceprezydenta Dicka Cheneya Scooter Libby ujawnił mediom tożsamość oficera CIA – Valerie Plame. Była to zemsta prezydenckiej ekipy za to, że mąż Plame, dyplomata Joseph C. Wilson, który badał, czy reżim Saddama kupował w Nigrze surowy uran, napisał na łamach „New York Timesa”, że żadnych dowodów na to nie znalazł. Świadome ujawnienie tożsamości agenta służb jest przestępstwem i Libby został za nie skazany m.in. na 30 miesięcy więzienia. Bush przed odejściem z Białego Domu ułaskawił go.