Połowa wiernych nie chce wnikać we wciąż obecne podziały w ukraińskim prawosławiu.
Uznanie przez Konstantynopol autokefalii, czyli niezależności Prawosławnej Cerkwi Ukrainy (PCU), było kolejnym krokiem do uniezależnienia się kraju od Rosji. Jednak rok po przyznaniu tomosu – dokumentu uznającego autokefalię – Ukraińcom nie udało się osiągnąć wszystkich zakładanych przed rokiem celów.
6 stycznia 2019 r., w wigilię prawosławnego Bożego Narodzenia, patriarcha ekumeniczny Konstantynopola Bartłomiej wręczył tomos zwierzchnikowi PCU metropolicie Epifaniuszowi. W uroczystości uczestniczył prezydent Petro Poroszenko, którego wysiłki odegrały decydującą rolę w pozytywnym załatwieniu sprawy. Dokument spisał na pergaminie hieromnich Łukasz w Klasztorze Ksenofonta na świętej górze Athos w mnisim regionie autonomicznym na terytorium Grecji.
W sensie formalnym Konstantynopol uznał, zgodnie ze słowami Bartłomieja, że „metropolia kijowska nigdy nie została w sposób kanoniczny przekazana Patriarchatowi Moskiewskiemu” i że „nie ma żadnego oficjalnego dokumentu, który by potwierdzał takie podporządkowanie w imieniu Cerkwi Konstantynopolitańskiej”. Innymi słowy potwierdzono, że rosyjska Cerkiew bezprawnie przejęła w 1686 r. zwierzchnictwo nad ukraińskim Kościołem.
Aby uzyskać tomos, ukraińscy duchowni musieli się zjednoczyć. Przed grudniem 2018 r. na Ukrainie działały trzy Kościoły prawosławne: podporządkowana Moskwie Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego (UPC MP), niekanoniczna, więc nieuznawana przez prawosławny świat Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Kijowskiego (UPC KP), która powstała w 1992 r. po odzyskaniu niepodległości, i marginalna, też nielegalna z punktu widzenia prawosławia Ukraińska Autokefaliczna Cerkiew Prawosławna (UAPC).
Nowo utworzona PCU teoretycznie zjednoczyła te trzy nurty, dzięki czemu została uznana przez Konstantynopol za Cerkiew kanoniczną. W rzeczywistości w jej skład weszły wszystkie dotychczasowe parafie UPC KP i UAPC. Ale już z UPC MP był poważny problem. Utrata jej parafii byłaby ciosem dla budżetu rosyjskiej Cerkwi, ale i dla państwa rosyjskiego, ponieważ wielu hierarchów pozostawało wiernych Moskwie nie tylko w sensie wyznaniowym, ale i politycznym.
W 2014 r., gdy Rosjanie chcieli wywołać prokremlowskie powstanie na całej południowo-wschodniej Ukrainie, wielu hierarchów otwarcie stanęło przeciwko ukraińskiej państwowości. W niektórych cerkwiach, np. w Odessie, Słowiańsku i Swiatohirśku, przechowywano broń i pomagano rosyjskim dywersantom. Po latach przyznali to ówcześni liderzy rebelii. Dlatego z punktu widzenia władz w Kijowie pozbycie się rosyjskiej kontroli nad znaczną częścią wiernych ma bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo państwa.
Po roku deklarację o uznaniu zwierzchnictwa PCU zgłosiło niecałe 600 parafii dawnej UPC MP, zaledwie 5 proc. wszystkich. W dodatku trend słabnie; większość parafii, które zdecydowały się na wejście w skład PCU, zrobiło to zimą 2019 r. Większość pochodziła z zachodniej Ukrainy; zmianę jurysdykcji ogłosiło 26 proc. parafii UPC MP z obwodu lwowskiego, ale żadna z chersońskiego i ługańskiego. Zmianie często towarzyszyły niepokoje: bójki wiernych i wynajmowanie bojówkarzy, by siłą przejmowali lub bronili świątyń.
Nie wiadomo, jaki mechanizm może przyspieszyć przechodzenie moskiewskich parafii do PCU. Zwłaszcza że mają one wsparcie Moskwy. Gdy Konstantynopol przyznał tomos, rosyjska Cerkiew doprowadziła do schizmy, zrywając z Patriarchatem Ekumenicznym jedność eucharystyczną. „Rosja odchodzi od prawosławia. Patriarchat moskiewski – Kościołem schizmatycznym” – komentował na Twitterze Elpidifor, metropolita pruski (od tureckiej Bursy, za czasów greckich zwanej Prusą), jeden z najważniejszych hierarchów konstantynopolitańskich.
Moskwę poparli serbscy duchowni. Spośród 14 kanonicznych Kościołów prawosławnych istnienie PCU de iure uznały jedynie cerkwie Konstantynopolska, Aleksandryjska i Grecka. Trzy kolejne – Bułgarska, Cypru oraz Ziem Czeskich i Słowacji – uczyniły to de facto. Polscy hierarchowie prawosławni od początku z dystansem podchodzili do autokefalii dla Ukrainy. W listopadzie 2018 r. Święty Sobór Biskupów zakazał – jak to określono – „wchodzenia w liturgiczno-modlitewne kontakty z «duchownymi» tzw. «Patriarchatu Kijowskiego» i tzw. «Autokefalicznej Cerkwi»”, oskarżając ich o powodowanie „zamętu i zgorszenia”.
Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny nie zdecydował się na tak drastyczny krok, jak przyłączenie się do zainicjowanej przez Rosjan schizmy. Ale rosyjską interpretację kolportuje do dziś. Jak czytamy w komunikacie PAKP, we wrześniu 2019 r. podczas spotkania mnichów w Zwierkach na Podlasiu ihumenia Stefania, przełożona promoskiewskiego monasteru w Zimnem na Wołyniu, „na kanwie własnych doświadczeń opowiedziała o prześladowaniach, jakie spotykają wiernych Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej”. Jednocześnie PAKP twierdzi, że co do zasady popiera autokefalię dla Ukraińców, ale nie zgadza się z formułą jej przyznania.
Sami Ukraińcy w większości popierają autokefalię. W maju 2019 r. w sondażu KMIS 54 proc. oceniło tomos pozytywnie, a 11 proc. – negatywnie. Obecne sondaże pokazują pewną dezorientację wiernych. Według niedawnego sondażu Centrum Razumkowa 20 proc. wierzących uznaje się za wiernych PCU, 16 proc. pozostało przy UPC MP, a 12 proc. deklaruje przynależność do UPC KP. Aż 47 proc. nie chce wnikać w te niuanse i uznaje się za po prostu prawosławnych.
Wpływ na to miała postawa dawnego zwierzchnika UPC KP patriarchy Filareta, który – rozczarowany utratą wpływów w nowej Cerkwi – zaczął podważać legalność tomosu. „Metropolita Epifaniusz nie tylko nie współpracuje z patriarchą Filaretem, jak obiecywał, ale nawet się z nim nie spotyka ani do niego nie dzwoni” – skarżył się w oświadczeniu. W czerwcu 2019 r. Filaret zwołał własny sobór, na którym ogłosił, że UPC KP nigdy nie przestała istnieć. PCU oskarżyła Filareta o dążenie do schizmy.
Zmiana wznowiła dyskusje o westernizacji kalendarza. Wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu niecały świat prawosławny świętuje Boże Narodzenie 7 stycznia, czyli zgodnie z kalendarzem juliańskim (robią tak m.in. Gruzini, Rosjanie i Serbowie). Konstantynopol, a także np. Cerkwie w Bułgarii, na Cyprze, w Grecji czy Rumunii, stosują zmodyfikowany kalendarz juliański, zgodnie z którym święto to wypada 25 grudnia, tak jak w kalendarzu gregoriańskim.
– Ogólnie Cerkiew nie ma nic przeciwko. Ale nie nadszedł jeszcze właściwy czas. Trzeba wykonać ogromną pracę edukacyjną. Przeprowadzimy badania w eparchiach, zobaczymy, jaki procent chce przeniesienia. Jeśli przeniesiemy święto na 25 grudnia, skutek może być taki, że świątynie tego dnia będą puste, a zapełniać będą się wciąż 7 stycznia – mówił metropolita Epifaniusz w sobotniej rozmowie z Radiem Swoboda.
Wybicie się Ukraińców na niepodległość było uważnie obserwowane w innych niekanonicznych Kościołach prawosławnych, zwłaszcza w Czarnogórze i Macedonii Północnej, które Konstantynopol uznaje za podległe Serbom. Hierarchowie tej pierwszej mogą liczyć na przychylność władz. Zadeklarował ją prezydent Czarnogóry Milo Đukanović, a pod koniec 2019 r. rząd zaproponował nacjonalizację świątyń zbudowanych po 2018 r., co wywołało falę protestów. Czarnogórcy nie mogą jednak liczyć na przychylność Konstantynopola.
Nie spełniły się też ubiegłoroczne nadzieje innego z graczy aktywnych w walce o tomos. Petro Poroszenko uczynił z tego sukcesu jeden z ważniejszych argumentów podczas ubiegłorocznych starań o reelekcję. Zwycięstwa mu to nie dało; przegrał wybory prezydenckie z biznesmenem z branży rozrywkowej Wołodymyrem Zełenskim. Dla nowych władz Ukrainy PCU nie jest już tematem priorytetowym. Wsparcie państwa dla zjednoczonej Cerkwi po dojściu Zełenskiego do władzy znacząco osłabło.