Rok 2020 może zdefiniować na kolejne lata nasze stosunki z Brukselą. Kluczowy będzie spór o praworządność, który pomimo wielomiesięcznego wyciszenia wchodzi w decydującą fazę
W nadchodzących 12 miesiącach polski rząd stanie przed kluczowymi wyzwaniami w relacjach z Brukselą. PiS może pójść na zwarcie w kwestiach praworządności i klimatu, ale postawienie tych spraw na ostrzu noża przez Warszawę może rezonować na inne ważne dla nas kwestie. A tak się składa, że w tym roku będzie się rozstrzygać ich co najmniej kilka.

Praworządność

Na polu walki o praworządność rozstrzygająca będzie ustawa dyscyplinująca sędziów i to, czy PiS w tej sprawie będzie chciał dogadać się z Brukselą, czy pójdzie na zwarcie. – W poprzednich sytuacjach wycofanie się PiS z niektórych propozycji prawodawczych ratowało sytuację. Ale ta ustawa jest kompletnie niezgodna z prawem UE. Ona jest wyrazem obaw ekipy rządzącej przed stosowaniem przez sądy polskie wyroku TSUE z 19 listopada w sprawie oceny niezależności Izby Dyscyplinarnej SN i w ogóle sądów w Polsce – mówi prof. Robert Grzeszczak z Katedry Prawa Europejskiego UW. Jak podkreśla, ustawa w praktyce uniemożliwia wykonywanie orzeczenia TSUE, a to z pewnością jeszcze bardziej usztywni Brukselę. Wcześniej krytykowano KE, że zbyt wolno i łagodnie postępowała wobec Polski.
Teraz słychać głosy, że KE jest zdeterminowana, by działać szybciej. A to może być niekorzystne dla PiS z punktu widzenia kalendarza wyborczego. – Jeśli ustawa kagańcowa wejdzie w życie, już w kwietniu KE może złożyć skargę przeciwko Polsce do trybunału w Luksemburgu, wnioskując o zastosowanie środków tymczasowych w postaci niestosowania ustawy, o czym zdecyduje postanowieniem prezes trybunału zapewne już w maju, a jeśli Polska ich nie wdroży, KE może wystąpić o nałożenie dotkliwych kar finansowych – przewiduje ekspert. To byłby niekorzystny scenariusz dla partii rządzącej w kontekście wyborów prezydenckich.

Eurofundusze

Ten rok to przede wszystkim decyzje dotyczące spraw finansowych. Od przyszłego roku ma ruszyć nowa perspektywa budżetowa. Ale klincz w rozmowach pomiędzy krajami członkowskimi stawia pod znakiem zapytania to, czy prace nad wieloletnimi ramami finansowymi uda się zakończyć na czas i nie będzie poślizgu (obecna perspektywa rozpoczęła się w 2014 r. z opóźnieniem, chociaż negocjacje na poziomie krajów członkowskich zamknięto już w lutym 2013 r.).
Na dziś pewne jest to, że pieniędzy będzie mniej niż w latach 2014–2020 (82,5 mld euro). Pytanie tylko, o ile. Ale to i tak nie jest najważniejsze. – O naszej pozycji w UE będzie decydować nie tyle wielkość wynegocjowanych pieniędzy z budżetu Unii (tych będzie mniej chociażby z racji bogacenia się Polski), ile to, jak będą układane i rozwijane poszczególne polityki unijne: rolna, energetyczna czy regionalna. Oraz czy pieniądze będą lokowane zgodnie z naszymi priorytetami – wyjaśnia prof. Grzeszczak.
Do listy problemów dochodzi projekt rozporządzenia mającego powiązać wypłaty europejskich funduszy z praworządnością. W tej sprawie w rządzie słyszymy jednak, że polskie interesy udało się zabezpieczyć. – Na początku widzieliśmy zakusy, by stał się to mechanizm pozwalający na łatwe omijanie art. 7, który jasno reguluje, na jakich zasadach można nakładać sankcje na kraj członkowski – mówi nam osoba w rządzie. Aby w ramach art. 7 zablokować danemu państwu dostęp do funduszy, wymagana jest jednomyślna zgoda pozostałych krajów. W przypadku Polski, wobec której uruchomiono procedurę przewidzianą tym artykułem, wprowadzenie takich sankcji okazało się niemożliwe. – W tej sprawie mamy wyraźny postęp. Kolejne wersje tego rozporządzenia zakładają, że wypłaty z budżetu można zrobić tylko wtedy, kiedy jest bezpośrednie zagrożenie i jest to udowodnione przez KE. Nie na podstawie ogólnego politycznego przeświadczenia, że nam się praworządność w Polsce nie podoba – słyszymy w rządzie. Innymi słowy, jeśli takie rozwiązania zostaną przyjęte, większe problemy z zachowaniem dostępu do unijnej kasy będą mieli np. Węgrzy, wobec których od dawna istnieje podejrzenia nadużyć w wydatkowaniu eurofunduszy.

Dobry lub zły klimat

Do końca pierwszego półrocza polski rząd będzie musiał zdecydować, czy będzie wraz z całą UE realizować cel neutralności klimatycznej do 2050 r. Po ostatnim grudniowym szczycie, na którym Polska jako jedyny kraj członkowski została wyłączona z tego celu, powstało pytanie, czy bez podjęcia się tego zobowiązania będziemy mieli dostęp do pieniędzy na sprawiedliwą transformację, która ma wspomóc regiony górnicze w wysokości 100 mld euro. Być może możliwe będzie trzecie wyjście, w którym Polska wynegocjuje specjalne zasady traktowania.
– Rada Europejska przyznała, że Polska potrzebuje więcej czasu do osiągnięcia tego celu i będzie dochodzić do neutralności klimatycznej w swoim tempie w sposób bezpieczny i odpowiedzialny, z uwzględnieniem krajowych warunków społecznych i gospodarczych. Polska jako strona porozumienia paryskiego pozostaje zobowiązana do osiągnięcia neutralności w drugiej połowie XXI w. – zapowiada Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Jak dodaje resort, Polska odnotowuje komunikat KE w sprawie Europejskiego Zielonego Ładu (EGD) jako „punkt wyjścia dla dalszych działań UE w obszarze polityki klimatycznej”. – EGD dotyczy bardzo szerokiego spektrum działań, od celu redukcji emisji gazów cieplarnianych, przez strategie dotyczące transportu po strategie adaptacyjne czy strategie na rzecz różnorodności biologicznej 2030. Komunikat zawiera szczegółowy harmonogram wdrożenia legislacji niezbędnej do wypełnienia postulatów EGD, a kluczowe elementy legislacji będą się pojawiać w ciągu co najmniej dwóch najbliższych lat – wskazuje MSZ. Ale wszystko rozstrzygnie się szybciej, bo Polska do czerwca będzie musiała zdecydować, czy dołącza do pozostałych krajów członkowskich, podejmując się realizowania ambitnego celu klimatycznego. Od polskiego „tak” lub „nie” zależeć będzie nie tylko to, czy dostaniemy wsparcie finansowe na transformację energetyczną, lecz także to, czy partnerzy w UE będą nas postrzegać jako głównego hamulcowego w europejskiej współpracy.
Do neutralności klimatycznej chcemy dochodzić w swoim tempie