Pomnik w Berlinie, specjalny fundusz czy partycypacja w odbudowie Pałacu Saskiego w Warszawie – w niemieckich elitach dojrzewa przekonanie, że Polsce za straty wojenne należy się coś więcej niż tylko słowa.
Najważniejsi przedstawiciele niemieckich władz uczestniczyli wczoraj w polskich obchodach 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Na Westerplatte byli przedstawiciele Bundestagu, a w Warszawie stawiła się kanclerz Angela Merkel i prezydent Frank-Walter Steinmeier. Jeszcze przed świtem Steinmeier i prezydent Andrzej Duda przemawiali w Wieluniu. Głowy państw oddały hołd ofiarom z miasta, na które 1 września 1939 r. o 4.40 spadły pierwsze niemieckie bomby. – Nie zapomnimy – zapewniał Steinmeier. – Przyszedł czas, abyśmy także w Niemczech i w Berlinie znaleźli nowe i godne sposoby upamiętnienia – dodawał.
Steinmeier nawiązał w ten sposób do debaty nad wzniesieniem w stolicy RFN pomnika polskim ofiarom II wojny. O jego powstanie od prawie dwóch lat zabiegają niemieccy działacze społeczni. W Bundestagu powstał nieformalny komitet złożony z przedstawicieli wszystkich partii z wyjątkiem Alternatywy dla Niemiec. – Mamy już 251 posłów, którzy popierają wniosek o budowę pomnika – mówi nam Manuel Sarrazin, poseł Zielonych lobbujący na rzecz budowy pomnika. Prawnie to właśnie parlament musi przegłosować wniosek o wzniesienie monumentu, bo odnosi się on do ogólnokrajowej historii.
Inicjatorzy spodziewają się powstania pomnika w ciągu pięciu lat, by stanął na 80. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Wczoraj wraz z grupą ok. 100 osób zgromadzili się na Askanischer Platz w centrum miasta, gdzie według ich założeń ma powstać pomnik. – Tutaj w listopadzie 1940 r. został powitany przybywający z wizytą radziecki minister spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow, jeden z architektów paktu, którego skutki były tak fatalne dla Polski – mówił Wolfgang Schäuble, prominentny polityk CDU i przewodniczący Bundestagu, który popiera inicjatywę. – Taki pomnik to moralne zadośćuczynienie dla milionów ofiar niemieckiej okupacji w Polsce – dodała obecna wczoraj w Berlinie marszałek Sejmu Elżbieta Witek.
W ostatnich dniach przez Niemcy przetoczyła się szeroka debata na temat upamiętnienia polskich ofiar i niedostatków wiedzy na temat przebiegu i skutków niemieckiej okupacji. Niemal wszystkie ważne tytuły prasowe zabrały w tej sprawie głos, w większości przychylnie odnosząc się do pomysłu. Słychać jednak także głosy sprzeciwu. Polityk SPD Markus Meckel nazwał tę koncepcję pułapką. – Jestem przeciwny, bo wtedy trzeba sobie zadać pytanie, że skoro stawiamy pomnik polskim ofiarom, to dlaczego nie robimy tego również dla Rosjan, Ukraińców czy Białorusinów – argumentował w sobotniej rozmowie w rozgłośni Deutschlandfunk. Krytycy proponują w zamian stworzenie centrum dokumentacji niemieckiej okupacji Europy Środkowej i Wschodniej.
Leo Mausbach, jeden z inicjatorów powstania pomnika, rozumie te kontrowersje. – W Polsce nie do końca przebija się fakt, że to byłby pierwszy tego rodzaju pomnik w Niemczech i jednocześnie duże wyróżnienie stosunków polsko-niemieckich na tle innych krajów – mówi w rozmowie z DGP. – W Niemczech panuje generalny sceptycyzm co do stawiania pomników. To forma, która polega na uproszczeniu. Z tego powodu wielu historyków i intelektualistów ma problem z naszym pomysłem – tłumaczy inicjator.
– Ale my potrzebujemy pomnika, który symbolicznie, publicznie i trwale będzie kształtował nasze postawy społeczne. Niemcy obok stosunków z Francją nie mają z żadnym innym krajem tak bliskich związków, jak z Polską – dodaje. Zebrane dotychczas 251 poselskich podpisów w Bundestagu to jednak wciąż o prawie 100 za mało, żeby mieć w tej kwestii większość. Na liście brakuje wielu podpisów członków CDU. – W tej partii istnieje duże konserwatywne skrzydło, które boi się, że decydując się na duży gest w kierunku Polski, straci wyborców na rzecz Alternatywy dla Niemiec – twierdzi nasze źródło zaangażowane w kształtowanie stosunków z Polską.
Z przekazanych nam informacji wynika, że wśród niemieckich polityków istnieje zgoda, że potrzebna jest konkretna odpowiedź na zgłaszane przez polską stronę oczekiwanie wypłaty odszkodowań za straty wojenne. – Rozważa się różne możliwości: powołanie specjalnego funduszu lub partycypację w kosztach odbudowy Pałacu Saskiego w Warszawie – twierdzi nasze źródło. Podobne zapewnienia słyszeliśmy już kilkukrotnie w nieoficjalnych rozmowach z politykami SPD.
Takie działania miałyby zastąpić wypłatę reparacji wojennych, co do których również panuje w Niemczech konsensus, że z prawnej perspektywy ta ścieżka jest zamknięta. – O stratach trzeba mówić, pamiętać, trzeba domagać się prawdy i zadośćuczynienia – mówił wczoraj podczas uroczystości na Westerplatte premier Mateusz Morawiecki. Również marszałek Senatu Stanisław Karczewski mówił już o zadośćuczynieniu, a nie reparacjach. Rząd niedawno odłożył też planowaną publikację raportu o stratach wojennych, przygotowanego pod okiem posła Arkadiusza Mularczyka. Dokument miał być opublikowany 1 września i stanowić podstawę do prawnego domagania się reparacji.