Kupując rosyjski system obrony przeciwlotniczej, Ankara wystawia na próbę cały Sojusz Północnoatlantycki.
Zakup S-400 nie tylko osłabia i tak już kiepskie relacje Turcji ze Stanami Zjednoczonymi (a w efekcie i z całym Sojuszem), lecz także stanowi realne zagrożenie dla bezpieczeństwa NATO.
Najczęściej podnoszonym przez stronę amerykańską argumentem jest zagrożenie dla myśliwców F-35. Turcja jest krajem partnerskim programu budowy tego ultranowoczesnego samolotu, a tureckie firmy uczestniczą w produkcji wielu komponentów do tej maszyny. W Azji Mniejszej ulokowano europejskie centrum serwisowe tych myśliwców. Na wyposażenie tureckiej armii miało trafić 100 maszyn. Na razie Kongres wstrzymał ich dostawę właśnie przez wzgląd na obawy związane z zestawami S-400.
Argument brzmi, że kiedy już tureccy piloci zaczną latać na F-35, będą to robić w przestrzeni powietrznej obserwowanej przez zestawy S-400. Będą one wówczas gromadzić dane o tym, w jaki sposób radar „widzi” te samoloty. F-35, chociaż zaprojektowany w ten sposób, aby być dla radarów niewidoczny, w rzeczywistości zostawia jednak jakieś ślady. Z punktu widzenia Rosjan wiedza o tym, jak wyglądają „radarowe ślady” podstawowego myśliwca wrogiego supermocarstwa, jest bezcenna.
Nie wszyscy specjaliści są jednak zdania, że to realne zagrożenie. Michael Kofman, analityk amerykańskiej CNA Corporation, uważa, że powyższy argument jest albo mocno naciągany, albo wręcz nieprawdziwy. „Przecież Rosjanie już w tej chwili obserwują myśliwce F-22 i F-35 latające na Bliskim Wschodzie i w republikach nadbałtyckich za pomocą swoich S-400 rozlokowanych w Kaliningradzie i w Syrii” – stwierdził kilka dni temu w rozmowie z „The New York Times”.
I chociaż argument bezpieczeństwa danych programu F-35 podnoszony jest najczęściej, to praktycznie w ogóle nie towarzyszy mu wytłumaczenie, na czym konkretnie miałoby zagrożenie polegać. „Chociaż przedstawiciele rządu USA dobitnie dają wyraz swoim wątpliwościom co do transakcji, to ich techniczna strona pozostaje siłą rzeczy tajna, co jeszcze bardziej komplikuje analizę w publicznie dostępnych źródłach i tworzy przestrzeń dla spekulacji”, czytamy w opracowaniu Jane’s, renomowanego wydawnictwa zajmującego się tematyką wojskową.
Więcej niż pewny jest fakt, że współczesna obrona przeciwlotnicza to nie tylko sprzęt – ciężarówki, na których są zamontowane radary i wyrzutnie rakiet – ale też oprogramowanie. Dzięki niemu różne systemy obronne mogą się ze sobą komunikować i faktycznie taka architektura informatyczna istnieje zarówno na poziomie państw członkowskich NATO, jak i całego Sojuszu. Dzięki temu możliwa jest integracja danych dotyczących przestrzeni powietrznej z różnych źródeł tak, aby zapewnić jej jak najdokładniejszy obraz.
Jeśli Turcy będą chcieli w pełni wykorzystać potencjał swoich zestawów, będą musieli je jakoś wpiąć w swoje systemy. Co nie będzie proste, bo S-400 w pewnym sensie jest jak wtyczka do kontaktu z dalekiego kraju – nie pasuje do już posiadanych przez Turków gniazdek; co więcej, producent nie dostarcza też odpowiedniej „przejściówki”. Niemniej jednak to także budzi wątpliwości pozostałych państw NATO; nigdy bowiem do sojuszniczej sieci nie wpinano systemów obronnych spoza Sojuszu.
Trudno sobie wyobrazić, jakie właściwie środki bezpieczeństwa – zarówno jeśli chodzi o oprogramowanie, jak i o szkolenie personelu wojskowego – trzeba będzie wprowadzić, jeśli coś takiego ma być możliwe. Ankara zaproponowała, aby na forum NATO powołać specjalną grupę roboczą, która miałaby się tym zająć – ale propozycja na razie pozostaje bez echa ze strony Waszyngtonu.
Warto jednak pamiętać, że obawy dotyczące „podglądania” technologii idą w obie strony – Rosjanie też nie chcieliby, aby wiedza o kluczowych elementach zestawów S-400 trafiła w ręce państw NATO. Dlatego do Turcji trafiają baterie wyprodukowane wyłącznie w Rosji, bez pomocy lokalnych kooperantów (chociaż Ankara chciałaby współprodukować w przyszłości kolejną generację tych zestawów). W związku z tym jest też mało prawdopodobne, żeby Rosjanie dali Turkom dostęp do kodu źródłowego zestawów S-400, aby można było wprowadzić w nim daleko idące modyfikacje, pozwalające na wpięcie ich w już istniejącą architekturę.