Kandydaci na czołowych miejscach mają pomóc uzyskać samodzielną większość w przyszłym Sejmie.
Politycy partii rządzącej rozpoczęli kampanię w terenie. Prezes PiS wziął udział w pikniku w miejscowości Gózd na Mazowszu, co dla liderów list było sygnałem do wyjazdu w Polskę. Taka nieco luźniejsza formuła spotkań z wyborcami ma być teraz częstsza. Weekendowa aktywność polityków PiS, w tym ogłoszenie przez Jarosława Kaczyńskiego kandydatów, pokazuje, że jeśli chodzi o tempo kampanii, ta partia jest dwa kroki przed opozycją, która dopiero zabiera się za konstruowanie list.
PiS mierzy w powtórkę samodzielnych rządów. Kształt list wyborczych ma w tym pomóc. Widać, że ich układaniem rządziły dwie zasady: rozproszenia atutów w skali kraju i maksymalnej konkurencji na każdej liście.
Zasada rozproszenia atutów ma pomóc w sytuacji, gdy wiele głośnych z poprzedniej kampanii osób trafiło do europarlamentu. Mowa m.in. o Beacie Szydło, Joachimie Brudzińskim czy Patryku Jakim. Dlatego PiS musiał przerzucać polityków ze znanymi nazwiskami do nowych okręgów. W efekcie wicepremier Jacek Sasin wylądował jako lider zamojskiej listy, choć poprzednio startował z warszawskiego obwarzanka. Minister zdrowia Łukasz Szumowski zadebiutuje jako kandydat na posła, prowadząc płocką listę. Joanna Lichocka, która obecnie posłuje z Kalisza, poprowadzi listę w Sieradzu. Szefowa resortu rodziny, pracy i polityki społecznej Bożena Borys-Szopa wystartuje jako jedynka z Gliwic. Ustąpiła miejsca w Katowicach, gdzie startowała w 2015 r., swojemu szefowi.
Bo to właśnie stolica Śląska jest miejscem, w którym po raz pierwszy o swój mandat poselski będzie bił się premier Mateusz Morawiecki. Zapowiadaliśmy to już kilkanaście dni temu, choć pod uwagę były brane także Wrocław i Kielce. – Premier wolałby świętokrzyskie ze względów prestiżowych dla siebie, ale z punktu widzenia wyniku, jaki PiS chce zrobić na Śląsku, ważne było, by wystartował w Katowicach – mówi polityk partii rządzącej. W świętokrzyskim kandydat PiS może uzyskać nawet wynik sześciocyfrowy. W 2015 r. na PiS zagłosowało tam 200 tys. osób, podczas gdy w Katowicach 130 tys. Lider listy Grzegorz Tobiszowski otrzymał wówczas 36 tys. głosów. Ale Katowice i cały Śląsk są jednym ze strategicznych regionów dla PiS, jeśli chodzi o wynik w całej Polsce. Stąd takie zaangażowanie premiera Morawieckiego w tym regionie w kampanii do Parlamentu Europejskiego czy organizacja kongresu programowego w Katowicach. Wkrótce odbędzie się tam defilada z okazji dnia Wojska Polskiego.
Ale zdaniem politologa Antoniego Dudka, dla Morawieckiego będzie ważny nie tylko jego wynik, lecz także wynik osób, które z jego wskazania trafią na listy. – By nie być w kolejnej kadencji wyłącznie klientem Kaczyńskiego, musi mieć własnych ludzi – jak swoich ludzi ma Brudziński czy Lipiński. To dla niego historyczny moment, od tego, czy zbuduje sobie grupę, czy nie, zależy jego przyszłość – podkreśla Dudek.
Na listach PiS znajdą się – podobnie jak cztery lata temu – koalicjanci. Z Kielc, które były rozważane jako alternatywne dla Morawieckiego, wystartuje szef Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro. – Obronił pozycję, argumentując, że startował stamtąd cztery lata temu – podkreśla jeden z naszych rozmówców. Ziobro dostał wówczas z ostatniego miejsca na liście 67 tys. głosów na 200 tys., które padło na PiS. Z kolei lider Porozumienia Jarosław Gowin wystartuje z ostatniego miejsca listy krakowskiej. Nieoficjalnie wiadomo, że sam zdecydował o oddaniu jedynki swoim współpracownikom – Jadwidze Emilewicz (startuje z Poznania) i prof. Wojciechowi Maksymowiczowi (Olsztyn). Taka taktyka gry zespołowej daje Porozumieniu szanse na lepszy wynik. Gowin już cztery lata temu startował w Krakowie z ostatniego miejsca, a mimo to uzyskał drugi wynik (43,5 tys. głosów), po Małgorzacie Wassermann. Powtórzenie tego wyczynu wydaje się niemal pewne, a jednocześnie Gowin wypromuje swoich współpracowników.
Jak wskazuje politolog, odejście znanych twarzy PiS do Brukseli to szansa na wybicie się nowych działaczy. To także efekt dążeń Jarosława Kaczyńskiego do podkreślania swoistej wymiany pokoleniowej na polskiej prawicy. – Mamy 25 osób, które nie były na miejscach pierwszych w poprzednich wyborach. To zmiana związana z wynikiem wyborów europejskich, a także z tym, że mamy kandydatów młodych – metrykalnie i w sensie trwania kariery politycznej – potwierdził Jarosław Kaczyński, prezentując w sobotę listy PiS.
I tak np. jedynka w okręgu koszalińskim – Paweł Szefernaker – jeszcze cztery lata temu musiał zadowolić się dwójką (listę otwierał Czesław Hoc). Jeszcze większy „awans” zaliczył poseł i szef komisji VAT-owskiej Marcin Horała. W 2015 r. startował z szóstego miejsca w Gdyni.
Tym razem jest liderem listy. Z kolei w Lublinie jedynką jest nowy wiceszef MSWiA Sylwester Tułajew, w poprzednich wyborach startujący tam dopiero z 10. miejsca.
Pokazanie jedynek to wstęp do ułożenia pełnych list, co ma nastąpić wkrótce. Rządzić tym ma zasada maksymalnej konkurencji. – To nie czas na wstawianie na listy zajęcy czy osób, które mają się przetrzeć, każdy wstawiony na listy będzie musiał przynieść dużą pulę głosów – podkreślają nasi rozmówcy z partii. W każdym okręgu wyborczym z każdego powiatu mają być przedstawione dwie kandydatury gwarantujące PiS wyborców. – To będą listy śmierci, chodzi o powtórzenie mobilizacji kandydatów i wyborców, jaką widzieliśmy w wyborach europejskich – mówi jeden z naszych rozmówców.