Opozycja łamie sobie głowę, w jakiej konfiguracji wystartuje jesienią. Jednocześnie Platforma szykuje programową odpowiedź na kongres PiS
Trwają rozmowy na linii PO-PSL i PO-SLD. Grzegorz Schetyna rozmawiał i z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, i Włodzimierzem Czarzastym. PO do dziś, najdalej do jutra, chce wyjaśnić, jak będą wyglądały opozycyjne szyki. W piątek i sobotę odbędzie się forum programowe tej partii – wtedy lider Platformy może ogłosić, w jakiej formule idzie ona do wyborów. Także ze strony SLD można usłyszeć, że sytuacja wyjaśni się szybko, trochę więcej czasu daje sobie PSL.
Z naszych rozmów z politykami opozycji wynika, że toczy się pojedynek o to, aby nie być pierwszym, kto powie „nie” i tym samym ostatecznie pogrzebie pomysł Koalicji Europejskiej. Weto postawiło już wprawdzie PSL, które nie chce startować wspólnie z lewicą. Ale ostateczną porażką projektu będzie rozbrat PO i lewicy. – Podtrzymaliśmy ofertę, bo nie chcieliśmy być obwiniani, że to my powiedzieliśmy „nie” – mówi jeden z polityków z lewej strony.
Opozycja na lewo od PiS ma trzy możliwości: może iść na wybory pojedynczo, w kilku blokach lub jako jedna wielka koalicja. Wygląda na to, że ten ostatni wariant odchodzi w niebyt. To problem dla Grzegorza Schetyny, gdyż jako szef największej partii opozycyjnej może być obwiniany o to, że nie doprowadził do wyborów jednej dużej formacji. Dodatkowo jesienią będzie przypominane, że wiosną KE wzięła ponad 38 proc. A szanse na to, że jakiś inny blok opozycyjny powtórzy samodzielnie ten wynik, są niewielkie.
Zdania co do tego, jaka formuła daje opozycji największe szanse w pojedynku z PiS, są podzielone. – System d’Hondta premiuje najsilniejszych. Tylko jeden wielki blok całej opozycji miałby szanse rywalizować z partią rządzącą. Opowieści, że wyborcy opozycyjni poczuliby się niezadowoleni z szerokiej koalicji i zostali w domu, nie mają racji bytu – uważa Antoni Dudek. Jego zdaniem polaryzacja napędzałaby wyborców opozycji. Innego zdania jest Marek Migalski. – Jedna wielka lista opozycji nie ma szans na pokonanie PiS. Zwiększa polaryzację. Moja teza jest taka, że PiS-u nie da się pokonać. Wygra wybory, ale zadaniem opozycji jest takie obniżanie jego wyniku, by nie mógł samodzielnie rządzić – podkreśla. To oznacza, że opozycja powinna pójść w blokach. I taki scenariusz na dziś wydaje się najbardziej prawdopodobny. – Mamy projekt Koalicja Polska. Jak wyjdzie coś z rozmów z PO, to pójdziemy razem. Jak nie, to idziemy do przodu. Mamy już sztab, radę programową, domykamy listy, ale w paragrafie drugim było upoważnienie dla prezesa, żeby rozmawiał z PO. Taka rozmowa się odbyła i jeszcze kilka się odbędzie – mówi Piotr Zgorzelski z PSL. Tyle że projekt Koalicja Polska, czyli start PSL z kilkoma małymi podmiotami czy nawet pojedynczymi konserwatywnymi politykami, daje małe szanse na znalezienie się w przyszłym Sejmie. – Jeśli Kukiz do nich dołączy, to może przekroczą próg, ale średnio wierzę w taką koalicję. A inne wolne elektrony wokół PSL to widmo – podkreśla Antoni Dudek. Sami ludowcy wiedzą, że przy samodzielnym starcie przekroczenie progu będzie herkulesowym zadaniem. Jak się spodziewają eksperci i politycy, frekwencja w tych wyborach może sięgnąć 60 proc., czyli pięcioprocentowy próg wyborczy osiągnie poziom 900 tys. głosów. W 2015 r. PSL wziął 780 tys. głosów. – By coś znaczyć w Sejmie, musimy wziąć 1,3 mln głosów – można usłyszeć od ludowców. Dla nich najbezpieczniejszy wariant to wyborczy alians z PO.
Ale to oznacza rozbrat Platformy z lewicą. W wywiadzie dla DGP szef SLD Włodzimierz Czarzasty mówił, że decyzja zależy od Schetyny. Cała lewica szykuje się na taki wariant, trwają przymiarki do tworzenia wspólnego bloku. – Jeśli SLD nie wejdzie do Koalicji Europejskiej, to do powstania koalicji lewicowej jest mniej niż centymetr – mówi Krzysztof Gawkowski, dziś w Wiośnie Biedronia, wcześniej sekretarz generalny SLD. Do porozumienia jest gotowa także Partia Razem, która do niedawna konsekwentnie odcinała się od innych dużych lewicowych formacji. – Chcemy jednej listy na lewo od PO. Lewicowi wyborcy nie mogą znowu zostać postawieni wobec wielu list. Tego nauczyły nas ostatnie wybory – podkreśla Adrian Zandberg.
W takim przypadku głównym problemem dla lewicy może się okazać decyzja, w jakiej formule startować. Najkorzystniejszy byłby koalicyjny komitet wyborczy – wówczas każda partia może liczyć na subwencję z budżetu, tyle że trzeba przekroczyć próg 8 proc. A w tych wyborach może on wynieść ponad 1,4 mln głosów. Dlatego w ugrupowaniach lewicowych przeważa opinia, żeby mierzyć w mniejszy próg – 5 proc. Ale wtedy subwencję może dostać tylko jedna partia. Jest jeszcze opcja powołania komitetu wyborców, który jednak nie może liczyć na coroczną subwencję z budżetu, dostaje jedynie zwrot kosztów za kampanię wyborczą. – Byłem cztery razy poza Sejmem. Lepiej mieć mandaty i nie mieć pieniędzy niż być poza Sejmem z subwencją – mówi jeden z polityków SLD.
Kolejny krok to programowe pozycjonowanie się opozycji. PO chce pokazać, że może toczyć równorzędny pojedynek z PiS także na tej niwie. Stąd Forum Programowe tej partii. Politycy oraz eksperci mają dyskutować o tym, z jaką ofertą Platforma pójdzie na wybory. – W centrum naszego myślenia stoi człowiek i obywatel. Jeśli PO poświęciła pierwsze osiem lat swoich rządów na budowę infrastruktury, drogi czy boiska, to w kolejnych czterech latach, jeśli wyborcy oddadzą władzę w nasze ręce, chcemy pokazać, jak inwestować w człowieka. Obywatele muszą więcej zarabiać, praca musi się opłacać – mówi Izabela Leszczyna, była wiceminister finansów. Stąd dyskusja ma dotyczyć kwestii gospodarczych programu Wyższe płace, oferty dla przedsiębiorców czy pomysłów na aktywizację zawodową czy podnoszenia kwalifikacji, ale także zdrowia, edukacji czy ochrony środowiska.