Kandydaci do objęcia stanowiska lidera Partii Konserwatywnej i premiera W. Brytanii obiecali w sobotę, że doprowadzą do wyjścia kraju z UE, ostrzegając przed potencjalnie "katastrofalnymi" dla ugrupowania skutkami niezrealizowania tej decyzji z 2016 roku.

W trakcie zorganizowanego w Birmingham pierwszego z 16 spotkań wyborczych z dysponującymi prawem głosu członkami Partii Konserwatywnej były szef MSZ Boris Johnson i obecny szef dyplomacji Jeremy Hunt przestrzegali wręcz przed rozpadem ugrupowania w razie pozostania Wielkiej Brytanii we Wspólnocie. Tym samym obaj zobowiązali się nawet do bezumownego brexitu w sytuacji, gdyby uznali, że byłoby to jedyne dostępne rozwiązanie.

"Najciemniej jest zawsze tuż przed świtem i jestem tutaj, aby powiedzieć wam z całą pewnością, że możemy jeszcze odwrócić tę sytuację" - powiedział Johnson.

Jak argumentował, mimo dotychczasowych odmów ze strony europejskich przywódców nowy rząd powinien podjąć kolejną próbę renegocjowania porozumienia "rozwodowego" z Unią Europejską, wykorzystując szacowaną na 39 mld funtów kwotę, z jakiej Wielka Brytania musiałaby rozliczyć się z budżetem UE, jako jedną z kart przetargowych w rozmowach dotyczących nowej umowy.

Z kolei Hunt ocenił, że w wyniku wielomiesięcznego kryzysu politycznego wokół brexitu torysi "znaleźli się w bardzo poważnej sytuacji i jeśli podejmiemy niewłaściwe działania, to u władzy nie będzie konserwatywnego rządu, a może nawet Partii Konserwatywnej". Przestrzegał zwłaszcza przed umożliwieniem dojścia do władzy opozycyjnej Partii Pracy Jeremy'ego Corbyna.

Szef MSZ podkreślił, że po objęciu stanowiska premiera polegałby na swoim doświadczeniu jako przedsiębiorcy, tworząc nowy zespół negocjacyjny oparty o wszystkie frakcje w Izbie Gmin, aby "UE wiedziała, że jesteśmy w stanie przepchnąć przez parlament wszystko, co proponujemy".

Przyznał, że przekonanie unijnych liderów do wypracowania nowego porozumienia w sprawie brexitu będzie trudne. Podkreślił jednak, że taką próbę trzeba podjąć, aby uniknąć szkodliwych dla brytyjskiej gospodarki konsekwencji bezumownego wyjścia kraju ze Wspólnoty.

Jednocześnie ocenił, że "polityczne zagrożenia związane z niezrealizowaniem brexitu są większe, niż gospodarcze ryzyko związane z bezumownym brexitem". Potwierdził, że "w 100 procentach" byłby gotów zdecydować się na zerwanie negocjacji i opuszczenie Wspólnoty 31 października br., jeśli uzna, że UE nie jest skłonna do żadnych ustępstw.

Przedstawiając własne wizje przyszłości Wielkiej Brytanii po wyjściu z UE, kandydaci mówili m.in. o reformie systemu edukacji, inwestycjach infrastrukturalnych i walce z przestępczością, zapowiadając m.in. cofnięcie niektórych cięć w budżecie policji, z czym eksperci wiążą rosnący problem przestępstw z użyciem noży.

Johnson, zdecydowany faworyt bukmacherów, powoływał się w tym kontekście na swoje doświadczenie jako burmistrza Londynu w latach 2008-16. Zaznaczył, że dwukrotnie wygrywał w mieście, uznawanym za tradycyjnie sprzyjające Partii Pracy.

Jednocześnie opowiadał się m.in. za inwestycjami w rozwój sieci telekomunikacyjnej w celu zapewnienia szybkiego połączenia internetowego w całym kraju oraz wspierania przedsiębiorców przy jednoczesnej ochronie osób o najniższych zarobkach.

"Zbyt wiele osób czuje, że zostały pozostawione same sobie. (...) Powinniśmy dążyć do zjednoczenia kraju" - tłumaczył Johnson, wskazując m.in. na wprowadzoną przez siebie pensję minimalną w Londynie, która podniosła wynagrodzenia dla najmniej zarabiających.

Polityk był także pytany o opisany w sobotnich gazetach incydent dotyczący jego życia prywatnego; w nocy z czwartku na piątek wezwano policję do jego kłótni domowej z młodszą o 24 lata partnerką, byłą szefową PR Partii Konserwatywnej, dla której w zeszłym roku zostawił żonę i czwórkę dzieci.

Mimo nacisków ze strony moderatora polityk odmówił odniesienia się do tego zajścia. "Nie wydaje mi się, żeby ludzie chcieli słyszeć o czymś takim (...). Myślę, że chcą usłyszeć więcej o moich planach dla kraju i partii" - powiedział, dodając, że "jest chyba oczywiste", że nie będzie komentował incydentu.

Hunt w swoim wystąpieniu opowiedział się m.in. za zmniejszeniem oprocentowania dla rządowych pożyczek na studia wyższe, a także bronił budzącego kontrowersje i opóźniającego się projektu kolei wysokich prędkości High Speed 2, która ma połączyć Birmingham (a docelowo także Leeds i Manchester) z Londynem.

W odpowiedzi na pytanie z sali szef dyplomacji zdecydowanie bronił praw społeczności LGBT+, podkreślając znaczenie edukacji na ten temat od szkoły podstawowej. Homoseksualizm jest "czymś, z czym się rodzisz, nie wybierasz tego ani nie możesz zmienić" - podkreślił.

Opowiedział historię swojego przyjaciela ze szkoły, który dopiero w ostatnim dniu szkoły opowiedział mu o swojej orientacji seksualnej, "jakby skrywał sekret, przez który czuł się winny". "To mi dało do myślenia" - powiedział.

"Ten kraj nie zgadza się na uprzedzenia wobec ludzi, którzy są gejami" - zaznaczył, co spotkało się z owacją ze strony zgromadzonych.

Sobotnie spotkanie wyborcze w Birmingham było pierwszym z 16 w całym kraju. Na tych spotkaniach 160 tys. członków Partii Konserwatywnej będzie miało okazję posłuchać na żywo kandydatów do objęcia stanowiska lidera ugrupowania i premiera oraz zadać mu pytanie przed oddaniem głosu.

Obaj ubiegający się o stanowisko politycy mieli do dyspozycji po siedem minut na wystąpienie programowe, po czym udzielili kilkunastominutowego wywiadu jednemu z czołowych dziennikarzy radiowych Iainowi Dale'owi. Następnie odpowiedzieli na pytania od publiczności.

Nowy premier i lider Partii Konserwatywnej zostanie najprawdopodobniej ogłoszony 23 lipca, co zakończy trzyletnie rządy Theresy May.

Wielka Brytania powinna opuścić UE najpóźniej 31 października br.