Europa ma wielki problem. Jest nim brak solidarności. Tak przynajmniej uważa amerykańsko-hinduski ekonomista Ashoka Mody, autor książki „EuroTragedy. A Drama in Nine Acts” (Eurotragedia. Dramat w dziewięciu aktach).
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Mody przez wiele lat pracował w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Gdy na początku obecnej dekady zaczął się kryzys zadłużeniowy w strefie euro, Mody był szefem delegacji MFW, której zadaniem było negocjowanie pakietu pomocowego dla zadłużonej Irlandii. Dublin – jak pamiętamy – najpierw wstrzyknął ciężkie miliardy w zadłużony prywatny sektor bankowy, a potem musiał posiłkować się pożyczką od MFW. Na miejscu Mody znalazł się w przedziwnej sytuacji. Jako szef delegacji funduszu był przeciwny narzucaniu Irlandii zbyt ostrego kursu oszczędnościowego. Z drugiej strony przeraziła go nadmierna gotowość irlandzkiego rządu do przyjęcia tych ograniczeń wydatków publicznych.
Mody zasłynął wtedy publiczną krytyką irlandzkiego ministra finansów Michaela Noonana. Narzekał, że Dublin wykazał się brakiem solidarności wobec innych krajów strefy euro negocjujących wówczas z MFW i Komisją Europejską. Dowodził, że gdyby Irlandia „nie pękła” tak szybko w negocjacjach, to również Grecja czy Portugalia mogłyby liczyć na lepsze warunki. Ale w efekcie ich nie dostały.
Teraz Mody znów mówi o braku solidarności. To z jego strony dość perwersyjne postępowanie, zazwyczaj bowiem to Europejczycy lubią przedstawiać swój model gospodarczy jako oparty na wzajemnym wsparciu bogatszych wobec biednych. Koniecznie w opozycji do Anglosasów z USA czy Wielkiej Brytanii, którzy mają być rzekomo przywiązani do bezwzględnej logiki społecznego darwinizmu. Tymczasem w rzeczywistości – powiada Mody – to bogatsze amerykańskie stany co roku oddają kilka procent swojego dochodu (via budżet federalny) i przekazują je do tych stanów, którym brakuje pieniędzy. Odbywa się to w sposób systemowy i stanowi sedno amerykańskiego społecznego kontraktu. W tym samym momencie bogate (notujące nadwyżki handlowe) kraje strefy euro, głównie Niemcy, nie chcą się zgodzić na jakiekolwiek mechanizmy transferowania swojego bogactwa do krajów biedniejszych, czyli tych, które mają ujemne bilanse handlu.
W swojej książce oraz publicznych wystąpieniach (na przykład na zeszłotygodniowym Kongresie Progresywnej Polityki Gospodarczej w Berlinie) Mody poddaje ten strukturalny brak gotowości Europy do wykazywania praktycznej solidarności bardzo surowej krytyce. Jego zdaniem wszystkie pomysły na zmianę układu sił w strefie euro, które można dziś w Brukseli czy Berlinie usłyszeć, nie rozwiązują tego problemu.
Nie jest takim rozwiązaniem zaproponowany przez Emmanuela Macrona (a okrojony przez Angelę Merkel) wspólny budżet strefy euro. Bo jest zdecydowanie zbyt mały. Nie będzie nim również najnowszy lansowany przez niemiecką socjaldemokrację koncept „odwrotnego ubezpieczenia przeciw bezrobociu”. Miałby on polegać na tym, że powstanie paneuropejski fundusz, na który kraje Unii zrzucałyby się w czasie dobrej koniunktury. Środki z takiego funduszu uruchamiane będą w wypadku pojawienia się recesji. Dzięki takiemu ubezpieczeniu kryzys, np. we Włoszech, uwalniałby tamtejszy rząd od szatańskiego wyboru: tniemy wydatki, pogłębiając recesję, czy ryzykujemy zwiększeniem zadłużenia.
Zdaniem Mody’ego takie pomysły dowodzą jednego: bogatsze kraje Unii nie chcą pogodzić się z rzeczywistością życia w europejskiej wspólnocie. Szukają wymyślnych nazw („odwrotne ubezpieczenie od bezrobocia”), byle tylko nie przyznać, że nie podzielą się ze słabszymi członkami wspólnoty. Za wszelką cenę chcą zostawić sobie ostatnie słowo, zanim środki zostaną uruchomione. Boją się, że bez zachowania „bacika na leniwych Włochów czy Greków” nigdy nie wymuszą na nich „dobrej” (oczywiście ich zdaniem) polityki.
To nie jest solidarność. Dopóki Europa tego nie zrozumie, dopóty z Unią nie będzie lepiej.
Bogatsze kraje Unii Europejskiej nie chcą pogodzić się z rzeczywistością życia w europejskiej wspólnocie. Szukają wymyślnych nazw („odwrotne ubezpieczenie od bezrobocia”), byle tylko nie przyznać, że nie podzielą się ze słabszymi członkami UE