Donald Trump, wprowadzając 15 lutego stan wyjątkowy, by wybudować mur na południowej granicy Stanów Zjednoczonych bez zgody Kongresu, tłumaczył się, że nie ma innego wyjścia, bo sytuacja jest niebezpieczna i trzeba pilnie działać. Dodał, że inwazja migrantów bez ważnych dokumentów zagraża jakości życia i bezpośrednio samemu życiu amerykańskich obywateli. Dopytywany przez dziennikarzy, w jaki sposób – prezydent stwierdził, że przybysze nie płacą podatków i koszty ich pobytu ponoszą Amerykanie. A sumy te idą w miliardy dolarów miesięcznie.
Gdy akredytowany przy Białym Domu reporter Brian Karem poprosił o sprecyzowanie i podanie, skąd ma te dane, głowa państwa odparła, iż ma je z wielu źródeł i wszystko łączy w wielki obraz, z którego wynika, że imigranci masowo oszukują fiskusa.
Prezydent nie mówi jednak prawdy. Okazuje się, że przebywający nielegalnie w Stanach Zjednoczonych przybysze płacą podatki pośrednie oraz na poziomie federalnym i stanowym. Wszystko sprowadza się do tego, że przez dziesiątki lat rząd na ich obecność przymykał oko, co więcej, tolerował ją i z niej korzystał. Ukształtowała się szara strefa, z jakiej obie strony były zadowolone, aż do objęcia władzy przez Donalda Trumpa.
Według zeszłorocznego raportu organizacji pozarządowej Institute on Taxation & Economic Policy (Instytut Opodatkowania i Polityki Gospodarczej) imigranci zapłacili w poprzednim roku rozliczeniowym 11,7 mld dol. w podatkach stanowych i lokalnych. Lwia część tej kwoty pochodzi z danin od nieruchomości. Idą one m.in. na utrzymywanie szkół publicznych i wywożenie śmieci. Nie jest tajemnicą, że władze od zawsze pozwalały nielegalnym kupować domy. Trzeba przypomnieć, że dotyczy to także amerykańskiej Polonii. W 1976 r. powstała na nowojorskim Greenpoincie Polsko-Słowiańska Unia Kredytowa, zrzeszająca dziś prawie 100 tys. członków spółdzielcza kasa oszczędnościowa. Instytucja dawała pożyczki na zakup nieruchomości ludziom o nieuregulowanym statusie pobytu w USA.
Institute on Taxation & Economic Policy w przygotowaniu raportu opierał się na danych US Census Bureau, czyli amerykańskiego odpowiednika GUS. Analitycy szacują, że między 50 a 75 proc. nielegalnych imigrantów płaci stanowe podatki we wszystkich 50 stanach Ameryki. Progi wahają się od 5,6 proc. w Montanie po 10,7 proc. w Waszyngtonie. Głównym beneficjentem danin płaconych przez przybyszów jest rząd federalny. Wystarczy się przyjrzeć statystykom Internal Revenue Service, czyli urzędu skarbowego. Najświeższe pełne dane pochodzą z roku fiskalnego 2015. Cztery i pół miliona ludzi nieposiadających numeru Social Security, federalnego programu ubezpieczeń społecznych, wypełniło oficjalne formularze podatkowe i wywiązało się z fiskalnych zobowiązań. Każdy Amerykanin dostaje ten numer automatycznie, dlatego jego brak świadczy o tym, że ta osoba nie ma uregulowanego statusu w USA. W sumie IRS zebrał w ten sposób 23,6 mld dol. Statystyka ta nie uwzględnia ludzi, którzy posługują się fałszywym bądź skradzionym Social Security, na co rząd też bardzo długo przymykał oko.
Odpowiedź na pytanie, czemu nielegalni imigranci płacą i dalej chcą płacić podatki, a władze się na to zgadzają, zaś cały system działa bardzo sprawnie, jest prosta. Przybysze zostawiają po sobie ślad w dokumentach i krok po kroku udowadniają, że są godni uzyskania prawa do zielonej karty, a potem ewentualnie i obywatelstwa. Rząd na to idzie. We wszystkich ostatnich próbach masowej legalizacji części imigrantów za czasów Busha juniora i Obamy brano to pod uwagę. Co więcej, przy sprawdzaniu, czy ktoś zasłużył na naturalizację, w pierwszej kolejności sprawdza się to, czy płaci podatki. O tym Donald Trump zdaje się zapominać. Kiedy jego poprzednik próbował ustabilizować status tzw. dreamersów, czyli ludzi przybyłych na terytorium USA nielegalnie w dzieciństwie, w towarzystwie rodziców, którzy jednak większość życia spędzili w Ameryce, pokończyli szkoły i podjęli pracę, władze przyglądały się ich zeznaniom podatkowym wysyłanym do IRS. Dzisiaj Trump chce dreamersów wyrzucić, a do tego powtarza nieprawdę, że okradają oni fiskusa.
Jest jeszcze inna droga ściągania należności. Imigranci płacą ściągane automatycznie z ich tygodniówek składki na ubezpieczenia w ramach Social Security oraz równoległego systemu wspierającego najuboższych, czyli Medicaid. Ale nie mają żadnego prawa do tego, by skorzystać ze świadczenia, w razie gdyby zachorowali. IRS szacuje, że na konto ubezpieczalni wpływa średnio 9 mld dol. rocznie. Kolejnych 13 mld idzie na fundusze emerytalne. Z tego oczywiście też niczego w przyszłości opodatkowani imigranci nie dostaną.
Paradoks wypowiedzi Donalda Trumpa, który twierdził, że informacje ”ma z wielu źródeł i wszystko łączy w wielki obraz„, sprowadza się do tego, że dane o tym, iż nielegalni przybysze płacą podatki, pochodzi z agencji i instytucji jego własnej administracji.
Beneficjentem danin płaconych przez imigrantów jest rząd federalny