Przeciwnicy wyroku twierdzą, że uderza on w jedną z naczelnych wartości, iż władza wykonawcza nie może nikogo przetrzymywać bezterminowo.



Agenci Immigration and Customs Enforcement, czyli federalnej agencji odpowiedzialnej za pilnowanie granicy, zyskali prawo do aresztowania osób niebędących amerykańskimi obywatelami i osadzania ich w więzieniach oraz ośrodkach internowania bez wyroku sądu nawet na lata. Pretekstem może być wcześniejsze złamanie przez nich prawa. Nawet drobne, jak kradzież puszki napoju w sklepie spożywczym.
Stało się tak na mocy ogłoszonego niedawno wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Preap przeciwko Nielsen. Za werdyktem zagłosowało pięciu konserwatywnych sędziów, przeciwko było czworo liberałów. Unieważnił on decyzję sądu niższej instancji, która wprowadzała limity na przetrzymywanie aresztowanych w takich okolicznościach osób.
Sędziowie głosujący przeciwko uważają, że usankcjonowany zwyczaj jest niezgodny z konstytucją, która zakazuje zatrzymywania kogokolwiek bez zgody sądu. „Obawiam się, że ten werdykt stoi w sprzeczności z wartościami, na straży których stała Ameryka. Jedną z takich wartości jest to, iż władza wykonawcza nie może sobie przetrzymywać bezterminowo kogokolwiek. Poza tym sprzeczne z ustawą zasadniczą jest arbitralne wymierzanie kary po raz drugi, kiedy winny już swoje odpokutował. Nie można człowieka dwa razy za to samo wsadzać do więzienia” – napisał w zdaniu odrębnym sędzia Stephen Breyer, nominowany do SN przez Billa Clintona.
Wyrok Preap przeciwko Nielsen wspiera antyimigracyjną politykę prezydenta Donalda Trumpa. Nasilają się polowania na nielegalnych przybyszów, zarówno tych, którzy mieszkają na terenie Stanów Zjednoczonych od dawna, jak i tych, którzy dopiero co przekroczyli granicę. W ostatnich tygodniach aresztowano ok. 600 imigrantów w przygranicznej miejscowości Antelope Wells, w stanie Nowy Meksyk.
Wśród zatrzymanych znajdują się głównie obywatele takich państw, jak Gwatemala, Salwador, Nikaragua i Honduras. Według danych pochodzących z Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego liczba zatrzymanych imigrantów na granicy amerykańsko-meksykańskiej wzrosła aż o 290 proc. w przeciągu ostatniego roku. Wśród aresztowanych znajdują się także osoby nieletnie pozostające bez opieki.
Ostatni werdykt Sądu Najwyższego przypomina o niechlubnej historii. 19 lutego 1942 r. Franklin Delano Roosevelt wydał Rozporządzenie wykonawcze nr 9066, które otworzyło drogę do internowania 120 tys. Japończyków, z których znakomitą większością byli amerykańscy obywatele mieszkający w stanach Zachodniego Wybrzeża. W dokumencie nie wymieniono ich z imienia, ale napisano, że armia ma prawo do usunięcia każdej osoby z wyznaczonych stref militarnych. Wcześniej gen. John DeWitt przygotował dla Ministerstwa Wojny raport, w którym wyraźnie określił swoje poglądy, dowodząc, że bezpieczeństwo wybrzeża Pacyfiku wymaga zastosowania szerokich środków, w tym ewakuacji wszystkich osób pochodzenia japońskiego. Internowani zostali najpierw ulokowani w obozach przejściowych na terenie Kalifornii i stanu Waszyngton, a potem przeniesieni do 10 stałych obozów w głąb kraju, np. do Gila River w Arizonie i Heart Mountain w Wyoming. W grudniu 1944 r. Sąd Najwyższy w sprawie Korematsu przeciwko USA uznał decyzję rządu o internowaniu za zgodną z konstytucją głosami sześć do trzech. A dokładniej sędziowie orzekli, że obywatel nie może być więziony bez powodu, choć przyznał, że sam proces przesiedlenia był legalny i w pełni usprawiedliwiony sytuacją bezpieczeństwa narodowego. Głosujący z mniejszością Frank Murphy napisał w swoim sprzeciwie, że werdykt ten spycha Amerykę w „obrzydliwą otchłań rasizmu”.
W USA nasila się polowanie na nielegalnych przybyszów