Prezydent Donald Trump w ciągu 90 dni ma podjąć decyzję w sprawie ceł na europejskie samochody . To pokaże, czy chce zaostrzyć, czy wyciszyć spór handlowy z Unią Europejską.
Zegar tyka od niedzieli, kiedy Departament Handlu przesłał do Białego Domu opinię w sprawie wpływu importu samochodów na bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych. Podwładni sekretarza handlu Wilbura Rossa mieli 270 dni na opracowanie dokumentu. Pomimo tego został on przesłany na Pennsylvania Avenue dosłownie w ostatniej chwili – na dwie godziny przez upływem terminu. Na razie ani jego treść, ani zawarte w nim rekomendacje nie są znane.
Nie wiadomo więc – czego najbardziej obawiają się politycy Unii Europejskiej i przedstawiciele sektora motoryzacyjnego – czy urzędnicy zalecają prezydentowi podniesienie ceł na kompletne auta, czy wyłącznie na części, i jakiej wysokości miałyby to być podwyżki. Prezydent może, ale nie musi wziąć pod uwagę rekomendacji sekretarza handlu. Wprowadzenie ceł dla ochrony bezpieczeństwa narodowego jest zgodne z regułami Światowej Organizacji Handlu. W Stanach zezwala na to art. 232 ustawy o promocji handlu z 1962 r. Zgodnie z nim prezydent może zwrócić się do Departamentu Handlu o zbadanie, czy import danego towaru nie pogarsza bezpieczeństwa USA.
Podobną taktykę Biały Dom zastosował przed nałożeniem ceł na stal i aluminium oraz wyroby z tych stopów. Opublikowany w styczniu 2018 r. raport stwierdzał, że import w tej kategorii wpłynął na zmniejszenie możliwości wytwórczych lokalnego hutnictwa i zalecił wprowadzenie ceł ochronnych. Trump przychylił się do tej diagnozy i wprowadził cła pod koniec marca 2018 r. Z końcem maja objęły one także kraje europejskie. Otwarte pozostaje pytanie, jak prezydent będzie chciał postąpić tym razem. Europejskie, zwłaszcza niemieckie samochody od dawna stanowiły przedmiot jego ataków.
Trumpowi minęła już połowa kadencji, więc coraz silniej zastanawia się nad reelekcją. Może chcieć dotrzymać słowa chociażby po to, żeby dobrze się zaprezentować w oczach części elektoratu, który popiera protekcjonistyczną politykę 45. lokatora prezydenta. Administracja z pewnością będzie jednak chciała uzależnić dalsze kroki w tej sprawie od przebiegu rozmów handlowych między Waszyngtonem a Brukselą, które podobno idą jak po grudzie. Problem rzekomo polega na tym, że każda ze stron okopała się na swoich pozycjach. Trump może chcieć użyć ceł, aby skruszyć opór unijnych negocjatorów.
Europejczycy jednak nie zamierzają składać broni, a nawet podbijają bębenek. Koniec prac nad raportem zbiegł się w czasie z zakończoną w weekend konferencją w Monachium, podczas której kanclerz Angela Merkel nie szczędziła Amerykanom cierpkich słów. – Jeśli chcemy na serio traktować współpracę transatlantycką, to bardzo trudno jest mi jako kanclerzowi Niemiec czytać, że Departament Handlu USA postrzega niemieckie i europejskie samochody jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego – mówiła szefowa rządu.
Dodała także: „Jesteśmy dumni z naszych samochodów i mamy do tego prawo”. Bruksela od dawna zapowiada, że nie puści płazem ceł na auta. Podczas wczorajszego briefingu prasowego rzecznik Komisji Europejskiej Margaritis Schinas potwierdził gotowość do „szybkiej i adekwatnej” odpowiedzi, jeśli Amerykanie zdecydują się podnieść podatek od europejskich samochodów. Jednocześnie coraz częściej głos zabierają bezpośrednio zainteresowani, czyli sektor motoryzacyjny. W weekend organizacja branżowa skupiająca niemieckich producentów aut po raz kolejny przypomniała, że koncerny znad Renu nie tylko sprowadzają samochody do USA, ale też je tam budują, dając pracę 113 tys. osób w 300 zakładach (największa fabryka BMW mieści się właśnie w USA, w Spartanburgu w Karolinie Południowej).
Z kolei amerykańskie Centrum Badań nad Motoryzacją ogłosiło w piątek, że przez wzgląd na uzależnienie sektora w USA od dostaw części z zagranicy w najgorszym scenariuszu pracę może stracić nawet 370 tys. Amerykanów związanych z produkcją i sprzedażą samochodów. Wyższe ceny aut mogą sprawić, że rocznie w Stanach Zjednoczonych będzie się sprzedawało o 1,3 mln aut mniej. Obawy te podziela renomowany monachijski instytut badań nad gospodarką Ifo. Zdaniem tamtejszych ekspertów podniesienie cła na europejskie samochody z obecnych 2,5 proc. do zapowiadanych przez Trumpa 25 proc. spowodowałoby spadek niemieckiego eksportu aut za Atlantyk o połowę, czyli o 18,4 mld euro.