Prawo i Sprawiedliwość bierze na przeczekanie kryzys wizerunkowy związany z nominacją Adama Andruszkiewicza.
Nowy wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz ma na razie nie udzielać się w mediach i unikać wypowiedzi na swój temat. Wprawdzie na profilu na Facebooku i na Twitterze upublicznił na początku roku clip z hashtagiem #muremzaAndruszkiewiczem, ale teraz ma nie wchodzić w spory i wykazywać się aktywnością w pracy w resorcie, a nie w medialnych polemikach. – Decyzja została podjęta i trudno się teraz z niej wycofać. Opozycja gra na dymisję nowego wiceministra cyfryzacji i z tego powodu raczej się to nie stanie. Gdyby Tomasz Siemoniak nie powiedział, że jego dymisja jest kwestią dni, może ktoś wpadłby na taki pomysł – podkreśla nasz rozmówca z PiS.
Opozycja wykorzystała wejście do rządu byłego szefa Młodzieży Wszechpolskiej i posła koła Wolni i Solidarni do ostrej krytyki pod adresem rządzącej partii. Punktowane są jego wypowiedzi z prawicowych wieców i podnoszone oskarżenia o sympatie wobec Rosji oparte głównie na opinii węgierskiego think tanku Political Capital.
Ta nominacja nie została także dobrze przyjęta w PiS i wywołała podziały w tej partii. Część polityków patrzy na nią niechętnie lub wręcz wrogo. Dotyczy to zarówno sympatyków o poglądach centrowych, jak i działaczy z rdzenia PiS. Dla części to przekreślenie możliwości pozyskiwania wyborców o poglądach zbliżonych do centrum. – Jak mamy teraz zdobywać sympatię wyborców w miastach – pyta osoba związana z PiS. Dla polityków z jądra partii to duże polityczne ryzyko, a dla posłów z regionu Andruszkiewicza polityczna konkurencja. Stąd nowy wiceminister został w obozie rządowym przyjęty chłodno.
Zwolennicy nominacji liczą na dwie polityczne korzyści, jakie może ona przynieść. Pierwsza to „ubezpieczenie” od możliwej konkurencji po prawej stronie sceny politycznej, co mieści się w tradycyjnej taktyce Jarosława Kaczyńskiego. – PiS zamyka prawą stronę, potwierdza, że nic znaczącego nie może tam powstać. Taki ruch osłabia Kukiz’15, a nawet Rydzyka. To także gest pod adresem młodych ludzi, którzy są radykalni i eurosceptyczni. To ewentualne zyski, ale czy są one większe niż straty? W polityce nie decyduje tylko pragmatyzm – zastanawia się politolog Anna Materska-Sosnowska.
Jeden z naszych rozmówców przywołał przykład sondażu, jaki przeprowadził portal Okopress.pl na temat udziału premiera i prezydenta w marszu niepodległości. Pokazał on, że 69 proc. osób w wieku 19–29 lat i 62 proc. w wieku lat 30–39 oceniło to pozytywnie. Adam Andruszkiewicz ma dawać możliwość dotarcia do części tych ludzi i skłonienia ich do zgłosowania na PiS. – Do tej pory PiS udawało się te środowiska zagospodarowywać albo sprawiać, by były neutralne i dalej o to chodzi – podkreśla nasz rozmówca.
Reakcje w mediach społecznościowych pokazują, że Andruszkiewicz jest ostro krytykowany przez działaczy Ruchu Narodowego, natomiast już liderzy opinii PiS prezentujący ortodoksyjną linię partii go chwalą.
Zdaniem politologa Marcina Paladego ta nominacja nie przyniesie spodziewanych zysków politycznych. Jak podkreśla, za Andruszkiewiczem nie stoi rzesza popierających go młodych ludzi. Zasięgi w mediach społecznościowych jak 200 tys. osób śledzących jego stronę na Facebooku czy 30 tys. na Twitterze nie świadczą o realnym poparciu. Według sporej części młodych narodowców zdradził on Ruch Narodowy, który jest w opozycji do PiS. Według politologa powodem popularności Andruszkiewicza były radykalna forma wypowiedzi w mediach społecznościowych, na którą nie będzie mógł sobie pozwolić jako wiceminister. – Jako Andruszkiewicz lightowy nie będzie się niczym odróżniał od prawej strony PiS, gdzie także są ludzie o poglądach narodowych. Nie wróżę, by ten transfer pomógł się PiS odwołać do dużej grupy młodzieży o poglądach narodowych – podkreśla Palade.
Niekorzystnym dla władzy kontekstem nominacji Andruszkiewicza jest podważanie europejskiego kursu. – Gdyby najpierw była nominacja, a potem konwencja „Polska sercem Europy” (PiS zapewniał na niej o przywiązaniu do UE – red.), to narracja byłaby inna. A tak wygląda to na ruch wbrew oficjalnej linii – mówi polityk PiS. W ocenie Anny Materskiej-Sosnowskiej, w połączeniu z planowanym spotkaniem Jarosława Kaczyńskiego z wicepremierem Włoch, może być to znak budowania innej koalicji w UE. I sygnał do eurosceptycznego elektoratu w Polsce, ale także na zewnątrz.
Dalszy los wiceministra trudno przewidzieć. Wiele zależy od tego, jak wdroży się w swoje obowiązki – ma zająć się kontaktami z parlamentem i nadzorować rządowy portal Gov.pl.
Decyzję o nominacji podjął premier i to przeciwko niemu skierowało się ostrze wewnętrznej krytyki. Ale nie została ona podjęta bez wiedzy lidera PiS i jego akceptacji. Jeden z naszych rozmówców sugeruje, że tego typu decyzje nie mogą zapaść bez wiedzy prezydium Komitetu Politycznego, choć część jego członków dystansuje się od tego ruchu. – Tym, by premier Mateusz Morawiecki nie wzmocnił się za bardzo, jest zainteresowana duża grupa polityków PiS. A i prezes lubi też dać do zrozumienia, że nie wszystkie aktywa przekaże premierowi – mówi Marcin Palade. Podkreśla, że kontrowersyjna nominacja może mieć wpływ na sytuację po wyborach parlamentarnych, bo wówczas to, czy PiS utworzy rząd, może zależeć do Kukiza.