Spośród 12 tys. parafii wiernych Moskwie pod skrzydła nowego Kościoła przeszło tylko 35. Hierarchowie liczą, że teraz ten proces przyspieszy.
W niedzielę postawiono kropkę nad „i” w procesie wybijania się ukraińskiej Cerkwi na niepodległość. Patriarcha ekumeniczny Bartłomiej wręczył tomos, czyli akt uznania autokefalii, metropolicie kijowskiemu Epifaniuszowi. Ogranicza to wpływ Rosji na ukraińskich wiernych, ale go nie likwiduje.
– Jak po nocnej ciemności wschodzi Słońce, tak i dziś dawna niesprawiedliwość dzięki mądrości Waszej Świątobliwości i Świętego Soboru Cerkwi-matki została usunięta, a sprawiedliwość odnowiona. Dzięki poparciu ukraińskiego państwa i naszego prezydenta podziały zostały zlikwidowane, a jedność przywrócona – mówił podczas uroczystej mszy metropolita Epifaniusz.
Na Ukrainie nie brak głosów, że kolejnym krokiem powinna być zmiana kalendarza. Prawosławna Cerkiew Ukrainy (PCU) ustala daty świąt zgodnie z kalendarzem juliańskim, więc np. Boże Narodzenie jest świętowane dzisiaj. Ale niektóre inne Cerkwie z Patriarchatem Konstantynopolitańskim na czele zrewidowały kalendarz juliański, zbliżając go do stosowanego przez inne wyznania kalendarza gregoriańskiego. Te Kościoły obchodzą Boże Narodzenie 25 grudnia.
Byłoby to zgodne z generalną linią zmian. Ich symbolem są słowa jednego z liderów ukraińskiego odrodzenia narodowego lat 20. Mykoły Chwylowego przytoczone przez Petra Poroszenkę podczas wiecu, na którym prezydent zaprezentował wiernym nowo wybranego metropolitę Epifaniusza: „Het wid Moskwy, dajosz Jewropu!” (precz od Moskwy, dawać Europę!). W latach 30. działacze odrodzenia zostali wymordowani. Sam Chwylowy w 1933 r. w proteście przeciw stalinowskiemu terrorowi popełnił samobójstwo.
Epifaniusz nie bez powodów nawiązywał do poparcia państwa. To Poroszenko w kwietniu 2018 r. zainicjował starania o autokefalię, czyli uporządkowanie sytuacji w życiu religijnym po tym, jak ukraińscy hierarchowie na początku lat 90. zostali wyklęci za samowolne ogłoszenie niezależności od Moskwy. Od tego czasu Cerkiew nad Dnieprem miała podwójne struktury: większość parafii pozostawała we władaniu kanonicznej Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego (UPC MP), mniejszość kontrolował nieuznawany Patriarchat Kijowski (UPC KP).
Sobór zjednoczeniowy, który przeprowadzono w grudniu w Kijowie, teoretycznie kończy ten spór. Nowa PCU, uznana oficjalnie przez Konstantynopol i oparta przede wszystkim na majątku UPC KP, ma doprowadzić do ostatecznego zerwania z Moskwą. Dla Rosji to podwójny problem. Cerkiew była jednym z ostatnich narzędzi wpływu na umysły Ukraińców i według szacunków UPC MP zapewniała rosyjskiej Cerkwi połowę dochodów.
Wbrew entuzjastycznym słowom Epifaniusza, droga do pełnej jedności będzie jeszcze długa. Hierarchowie UPC MP w znacznej większości dystansują się od zjednoczenia i – zgodnie z linią Moskwy – odmawiają uznania kanoniczności PCU. Rozbieżności na tym tle już doprowadziły do zerwania więzów eucharystycznych między Moskwą a Konstantynopolem, co niektórzy hierarchowie wprost określili mianem schizmy. To potencjalnie najpoważniejszy rozłam w prawosławiu od unii brzeskiej 1596 r. która połączyła Cerkiew z Kościołem katolickim na terenie Rzeczypospolitej.
Pierwsze informacje mówiły, że na soborze zjednoczeniowym pojawiło się 10 z 90 biskupów UPC MP, jednak dotychczas poznaliśmy tożsamość jedynie dwóch. Zgodnie z prawem decyzja o tym, czy przejść do PCU, należy do poszczególnych parafii, które też dysponują prawami do majątku kościelnego na swoim terenie. Na razie spośród niemal 12 tys. parafii UPC MP (która notabene według Konstantynopola straciła prawo do takiej nazwy) akces do PCU zgłosiło co najmniej 35, głównie z zachodniej i środkowej Ukrainy. Kijów liczy, że stopniowo ta liczba będzie rosła ze względu na to, że to Kościół narodowy został uznany za kanoniczny oraz dzięki naciskom parafian. Zjednoczenie poza 67 proc. wiernych dawnej UPC KP popiera 27 proc. wiernych UPC MP i 23 proc. „po prostu prawosławnych”. Władze zapewniają, że nie będą nikogo zmuszać do przejścia do PCU.
O ile z majątkiem zwykłych parafii nie powinno być problemu, o tyle spory o własność mogą nastąpić w przypadku trzech ławr w Kijowie, Poczajowie i Swiatohirśku. Zespoły klasztorne o ogromnym znaczeniu dla światowego prawosławia formalnie należą do państwa, które oddało je w dzierżawę wspólnotom należącym do UPC MP. Część z nich, zwłaszcza mnisi ze Swiatohirśka w kontrolowanej przez Ukrainę części Zagłębia Donieckiego, nie ukrywają poparcia dla lansowanej przez Kreml ideologii „russkiego miru”, w której nie ma miejsca dla autokefalii. W 2014 r. na terenie niektórych obiektów kościelnych UPC MP, zwłaszcza na Donbasie i w obwodzie odeskim, przechowywano broń dla prorosyjskiej rebelii. Także teraz istnieją obawy, że na terenie klasztorów może dojść do prowokacji organizowanych przez rosyjską piątą kolumnę lub miejscowe grupy ultranacjonalistyczne. Dlatego rząd, by uniknąć skandali i przemocy, raczej nie będzie się spieszył ze zrywaniem obowiązujących umów o dzierżawie ławr.