W zaplanowanych na niedzielę ogólnokrajowych wyborach w Demokratycznej Republice Konga wyłoniony zostanie następca wieloletniego prezydenta i dyktatora Josepha Kabili. Afrykańskim krajem wstrząsa przemoc, a polityczny chaos ma niewiele wspólnego z demokratycznymi procedurami.

"Demokracja w DRK istnieje właściwie jedynie w nazwie państwa" - ocenia "Deutsche Welle".

Tylko w ostatnim miesiącu w tym położonym nad równikiem kraju doszło do wielkiego pożaru urn wyborczych w Kinszasie, przełożenia o tydzień (z 23 na 30 grudnia) wyborów, odwołania głosowania w kilku miejscach na wschodzie czy wydalenia ambasadora UE. Do tego znaczne tereny DRK opanowane są przez uzbrojonych watażków i nie ma tam infrastruktury koniecznej do przeprowadzenia głosowania. W tym jednym z najbiedniejszych państw świata panuje również epidemia śmiercionośnej eboli, a podczas kampanii w starciach o podłożu politycznym i etnicznym zginęło ponad 100 osób.

W tych warunkach istnieje paradoksalnie szansa na pierwsze pokojowe przekazanie władzy w DRK od uzyskania w 1960 roku niepodległości przez ten pokryty wiecznie zielonymi lasami równikowymi i sawannami kraj. Od tego czasu rywalizacja o władze prowadziła w dorzeczu Konga do wielu brutalnych konfliktów zbrojnych. Trwająca w latach 1998-2003 II wojna domowa w Kongu uznawana jest za najbardziej krwawy konflikt od zakończenia II wojny światowej. Szacuje się, że spowodowała ona śmierć ponad 5 mln ludzi.

W konflikcie tym brał udział również 47-letni Kabila, który wsparł w tegorocznej walce o fotel prezydenta byłego szefa MSW Emmanuela Ramazaniego Shadary'ego. Jednocześnie zapowiedział, że nie wycofa się z polityki, podsycając w ten sposób obawy, iż Shadary może okazać się mu podległy. W ocenie mediów rządowy faworyt prawdopodobnie utrzyma ostry kurs wobec zagranicznych inwestorów. Dpa przypomina natomiast, że w związku z pacyfikowaniem manifestacji UE nałożyła na tego polityka sankcje.

Niektórzy z kandydatów nie zostali w ogóle dopuszczeni przez rząd do udziału w wyborach (m.in. były wiceprezydent Jean-Pierre Bemba z Ruchu Wyzwolenia Konga - MLC). "Oni (rząd) są bardzo taktyczni, bardzo bystrzy. Mają opozycję dokładnie tam gdzie chcieli" - powiedział gazecie "The Guardian" jeden z dyplomatów w Kinszasie.

Oprócz prezydenta Kongijczycy wybiorą w niedzielę władze regionalne i krajowy parlament.

W najważniejszym wyścigu - o pałac prezydencki w Kinszasie - w wyborcze szranki z kandydatem rządzącej partii staną były potentat naftowy Martin Fayulu oraz Felix Tshisekedi, syn byłego lidera opozycji Etienne Tshisekediego. Sondaże wskazują, że kandydaci opozycji mogą nawet pokusić się o wygraną, aczkolwiek rezultaty badań opinii publicznej bardzo się od siebie różnią.Plany opozycji pokrzyżować może jednak ogłoszone w środę przez komisję wyborczą przełożenie na marzec głosowania w kilku wschodnich regionach DRK. Uzasadniano to, podobnie jak w przypadku wcześniejszego przełożenia wyborów w całym kraju o tydzień (na 30 grudnia), względami bezpieczeństwa i epidemią eboli.

Tereny, na których przełożono głosowanie, uznawane są za bastiony opozycji. Po decyzji komisji w kilku miastach na wschodzie DRK doszło do protestów. Dpa informuje, że w Beni kilku zarażonych ebolą pacjentów uciekło ze szpitala, gdy na jego teren wtargnęli przeciwnicy przekładania wyborów.

Komisja podkreśliła zarazem, że wyniki głosowania ogłosi 15 stycznia, a trzy dni później zaprzysiężony zostanie nowy prezydent. Opozycja wskazuje, że w związku z tym głosowanie w marcu przez ponad milion obywateli nie będzie miało żadnego politycznego znaczenia. Ogółem w zamieszkanym przez ponad 90 mln osób DRK czynne prawo wyborcze przysługuje ponad 45 mln obywali.

Fayulu potępił decyzję komisji na Twitterze, nazywając ją "kolejną strategią, by wyprosić prawdę z wyborczych urn". Kandydaci opozycji obawiają się również, że elektroniczne maszyny do głosowania umożliwią masowe fałszerstwa na korzyść rządowych kandydatów.

13 grudnia siedem tysięcy maszyn oraz urn spłonęło w pożarze magazynu w Kinszasie. Płomienie zostały ugaszone, ale nie ukróciło to rosnących w stołecznym mieście teorii na temat pożaru. Zwolennicy rządu argumentują, że to opozycja miała interes, by podpalić magazyn, gdyż jest przeciwna elektronicznemu systemowi. Opozycja odpowiada, że pożar to dla rządu pretekst do przełożenia wyborów na 30 grudnia i pozostania dłużej przy władzy.

Przebieg kampanii i wyborów w niezwykle bogatym w zasoby naturalne DRK (m.in. złoto czy koltan) skupia zainteresowanie całego kontynentu afrykańskiego. Zambijski minister spraw zagranicznych zaproponował przeprowadzenie debaty wszystkich kandydatów. Sąsiednia Angola wyraziła zaniepokojenie aktami przemocy podczas kampanii i wezwała do "pokojowych, wolnych, demokratycznych i przejrzystych" wyborów. Rząd w Kinszasie odrzucił jednak międzynarodową pomoc w organizacji wyborów, uznając, że podważyłaby ona suwerenność DRK.

Przed nowymi władzami DRK będą stały jednak głównie wyzwania o charakterze wewnętrznym. Oprócz walki z ebolą oraz próbami ograniczenia przemocy problemem pozostaje dotykający ok. 13 mln Kongijczyków głód. To wszystko jednak zadania na po wyborach, a do tego czasu, jak pokazuje ostatnia historia DRK, wiele spraw może potoczyć się niespodziewanie.