Lider wiosennych protestów obudził ogromne nadzieje rodaków na zmiany, dobrobyt i uczciwość.
Przed rewolucyjnym premierem Armenii Nikolem Paszinjanem szansa życia. W niedzielę czekają go wybory parlamentarne, które najpewniej wygra z dużą przewagą. Ogromne nadzieje na zmiany, które obudził, mogą go jednak wiele kosztować, jeśli nie zostaną zrealizowane.
Paszinjan, charyzmatyczny brodacz w charakterystycznej czapce z daszkiem, chce domknąć okres rewolucyjny i płynnie wejść w okres reform gospodarczych i politycznych, wymierzonych w skorumpowany do bólu system oligarchiczny, który rządził krajem od lat pod postacią Republikańskiej Partii Armenii (HHK). Obecnie blok Paszinjana dysponuje w parlamencie jedynie dziewięcioma ze 105 mandatów, a jego władza opiera się przede wszystkim na strachu innych ugrupowań przed gniewem ulicy.
Gniew ten dał o sobie znać wiosną, gdy setki tysięcy Ormian wyszły na ulice, by dać wyraz oburzeniu postępowaniem ustępującego właśnie prezydenta Serża Sarkysjana. Lider HHK tuż przed upływem drugiej kadencji zmienił konstytucję, wprowadzając w Armenii ustrój parlamentarny, by nadal rządzić nad Sewanem, tyle że z fotela premiera. Manewr wywołał bunt, choć jeszcze rok wcześniej HHK wygrała wybory z wynikiem 49 proc. Protesty zmusiły posłów do wybrania lidera protestów na szefa rządu. Rosja – sojusznik Armenii – przyglądała się sytuacji z niepokojem, ale przyjęła postawę wyczekującą i nie zdecydowała się na interwencję. Sam Paszinjan unikał drażnienia Kremla.
Teraz sondaż Gallupa – choć niepewny – nie daje republikanom nawet 2-proc. poparcia, podczas gdy firmowany nazwiskiem Paszinjana Sojusz Mój Krok (IKD) może liczyć na 68 proc. Zwycięstwo w cuglach wywróżyły Paszinjanowi także przeprowadzone we wrześniu wybory do rady miejskiej Erywania, w którym mieszka co trzeci obywatel Armenii. Na IKD swoje głosy oddało rekordowe 81 proc. erywańczyków, co przełożyło się na 57 z 65 mandatów radnych.
Paszinjan doprowadził do przedterminowanych wyborów, bo zdominowany przez dotychczasowy establishment parlament blokował mu ustawy. Zagrał va banque, podając się do dymisji i korzystając z zapisu konstytucji, zgodnie z którym Zgromadzenie Narodowe można rozwiązać, jeśli dwukrotnie z rzędu nie wybierze premiera. Paszinjan ryzykował recydywę starej koalicji pod rządami republikanów. Strach przed ulicą był jednak na tyle silny, że ugrupowanie Serża Sarkysjana nawet nie próbowało wystawiać kandydata na szefa rządu.
Mimo sukcesów sondażowych i wyborczych także przedterminowa elekcja jest obarczona pewnym ryzykiem. Na prowincji wciąż silne są lokalne układy, które po cichu wspierają dotychczasowych polityków. IKD nie ma silnych kadr, bo przez lata, jedynie ocierając się o parlament, ludzie Paszinjana nie mieli jak nabrać doświadczenia. Dość powiedzieć, że liderem listy wyborczej Sojuszu do rady Erywania był satyryk Hajk Marutjan, który w rezultacie został potem burmistrzem stolicy.
Paszinjan próbuje to kadrowe niedoświadczenie przekuć w sukces, reklamując swój rząd jako najmłodszy na świecie. Rzeczywiście, w momencie powoływania gabinetu nowy minister diaspory Mychitar Hajrapetjan miał zaledwie 28 lat, wicepremier Tigran Awinjan był o rok starszy, zaś szef resortu administracji i rozwoju Suren Papikjan liczył sobie 32 lata. Brak kadr widać zwłaszcza po obsadzie resortu kultury. Paszinjan zrobił ministrem swoją korepetytorkę z angielskiego Lilit Makunc. Na tym tle 43-letni obecnie szef rządu wygląda na prawdziwego weterana.
Paszinjan wykonał kilka gestów pod adresem dotychczasowych elit, mianując np. na ministra obrony Dawita Tonojana z ekipy eksprezydenta Sarkysjana. Ale nie przezwyciężyło to obaw starego systemu, bo równolegle przystąpiono do rozliczeń. Chodziło o łapówkarzy i sprawców krwawego stłumienia protestów z 2008 r. Do aresztu trafił nawet były prezydent Robert Koczarjan, który jednak wyszedł na wolność, bo sąd uznał, że obejmuje go immunitet. Decyzję podjął sędzia, który wcześniej pracował w administracji Koczarjana i – jak zauważa Wojciech Górecki w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich – sam nominował się do prowadzenia tej sprawy.
Antykorupcyjna kampania Paszinjana ma w sobie wiele z pokazówki, ale wynika z realnych oczekiwań Ormian. To nacja emigrantów – poza krajem mieszka ponad połowa narodu – ale po sukcesie rewolucji udało się odwrócić negatywne saldo migracji. Na razie Paszinjan mógł tłumaczyć brak natychmiastowej poprawy poziomu życia Ormian brakiem większości w parlamencie. Po niedzieli ten argument najpewniej zniknie. Jeśli Paszinjan poniesie klęskę, nadzieje, które obudził, skończą się ogromnym rozczarowaniem.