Sondaże dają dwojgu byłym szefom dyplomacji praktycznie równe szanse w wyborach prezydenckich.
W dzisiejszej drugiej turze zmierzą się kandydatka obozu władzy Salome Zurabiszwili oraz Grigol Waszadze, bliski eksprezydentowi Micheilowi Saakaszwilemu. Potencjalne zwycięstwo tego drugiego może być pierwszym krokiem do powrotu ludzi Saakaszwilego do władzy w planowanych na 2020 r. wyborach parlamentarnych.
Pierwszą turę z 39-proc. poparciem wygrała Zurabiszwili. Urodzona jako obywatelka Francji była ambasador tego państwa w Tbilisi, którą w 2004 r. Micheil Saakaszwili namówił do zmiany stron i objęcia funkcji szefowej gruzińskiej dyplomacji. Dzisiaj Zurabiszwili stoi po stronie jego przeciwników. Formalnie jest kandydatką niezależną, faktycznie reprezentuje obóz Gruzińskiego Marzenia, za którym stoi oligarcha, najbogatszy Gruzin Bidzina Iwaniszwili.
Jej rywalem jest inny były szef MSZ Grigol Waszadze, kandydat Zjednoczonego Ruchu Narodowego (ENM). Waszadze już w pierwszej turze deptał Zurabiszwili po piętach, zdobywając 38 proc. głosów. Sondaże w Gruzji nie mają dobrej opinii, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że to właśnie on wygrywa w trzech z czterech badań przeprowadzonych po pierwszej turze, w której wzięła udział rekordowa liczba 25 kandydatów. Inny wynik podał tylko Gallup, według którego Zurabiszwili zwycięży Waszadzego stosunkiem 52:48.
Ich starcie nie jest jedynie bitwą osobowości. W podzielonej na dwa obozy Gruzji to pierwszy raz od 2013 r., gdy istotny przyczółek mogą zdobyć ludzie Saakaszwilego. Byłego prezydenta, który po utracie władzy został pozbawiony obywatelstwa i skazany w zaocznym procesie za nadużycia. Choć Gruzja jest republiką parlamentarną i dzisiejszy zwycięzca nie będzie miał wielkiego wpływu na bieżącą politykę, w jego ręku pozostanie kilka prerogatyw, które mogą pomóc Saakaszwilemu wrócić. Jeśli Waszadze zostanie prezydentem, może ułaskawić swojego poprzednika i przywrócić mu ojczysty paszport.
A Saakaszwili, który po ucieczce z Tbilisi próbował kontynuować karierę jako polityk w Kijowie, dopóki nie skłócił się z prezydentem Petrem Poroszenką i nie stracił także ukraińskiego obywatelstwa, nie ukrywa żądzy rewanżu. – Jak tylko będziemy mieli nowego prezydenta, system sądowniczny znów stanie się wolny od wpływów oligarchy Iwaniszwilego. Wówczas będę mógł walczyć o swoje prawa w sądzie bez obawy o naciski ze strony jego ludzi – mówił były prezydent w niedawnej rozmowie z kanałem Euronews.
Saakaszwili utrzymuje, że procesy sądowe jego i jego dawnych aliantów były motywowane politycznie. Jemu samemu dzięki emigracji udało się uniknąć więzienia, ale jeden z jego najbliższych współpracowników, były szef MSW Wano Merabiszwili, odsiaduje wyrok pięciu lat za nadużycie władzy, kupowanie głosów i defraudację środków publicznych. ENM przed utratą władzy oskarżał z kolei obóz Iwaniszwilego o związki z Kremlem i uprzedzał, że Gruzja pod ich rządami znów znajdzie się w rosyjskiej strefie wpływów.
Tak się nie stało. Choć krajem z tylnego siedzenia rządzi Iwaniszwili, który majątek zbił na interesach z Rosjanami, Tbilisi wciąż deklaruje zamiar wejścia do NATO i UE. – Choć czujemy się Europejczykami, przez wiele wieków nie mieliśmy szans, by skonsolidować nasz system państwowy, wielokrotnie tracąc suwerenność na rzecz państw trzecich. Poprzez proces integracyjny wracamy do naszej europejskiej tożsamości – mówił w rozmowie z DGP w 2013 r. kończący właśnie swoją kadencję prezydent Giorgi Margwelaszwili.
Choć dzisiejsza Gruzja w niczym nie przypomina pogrążonego w chaosie i bandytyzmie państwa sprzed ery Saakaszwilego, nie oznacza to, że nie przeżywa problemów, takich jak wciąż obecna korupcja, bezrobocie i niskie płace. To wpływa na zmęczenie rządami Gruzińskiego Marzenia, które sprawia, że ENM może liczyć na powrót do władzy. Jeśli Waszadze dzisiaj wygra, opozycja wykorzysta to, by myśleć o powrocie do pełnej władzy za dwa lata.