Parlament Bułgarii zatwierdził w środę dymisję kontrowersyjnego wicepremiera z ramienia nacjonalistów Walerego Simeonowa i wybrał na jego miejsce dotychczasową szefową jego gabinetu Marianę Nikołową. Opozycja domagała się dymisji całego rządu.

Kilkugodzinna dyskusja była burzliwa. Po ogłoszeniu wyników głosowania stało się jasne, że kandydatura Nikołowej nie uzyskała poparcia całego klubu poselskiego Zjednoczonych Patriotów, który składa się z trzech partii: NFSB Simeonowa, WMRO wicepremiera Krasimira Karakaczanowa i Ataki Wolena Siderowa. Okazało się, że dziewięciu posłów z Ataki było nieobecnych na sali i nie poparło Nikołowej.

Simeonow podał się do dymisji po trwających niemal miesiąc protestach matek niepełnosprawnych dzieci, które domagały się jego odejścia z powodu obraźliwych słów, które skierował pod ich adresem. Nazwał je „wrzeszczącymi babami”, wykorzystującymi swoje „niby chore dzieci”, by wymusić pieniądze z budżetu. Matki od pół roku domagały się zmiany ustawodawstwa, regulującego sytuację osób niepełnosprawnych.

Protesty matek w wielu miastach bułgarskich dały początek serii innych demonstracji. Trzy tygodnie temu rozpoczęły się demonstracje z blokadami ulic i dróg organizowane przeciw drożyźnie, wysokim cenom paliw, podniesieniu podatków, niskiemu standardowi życia. Grupy protestujących z różnych powodów zaczęły się łączyć.

Protesty nie są bardzo liczne, lecz udział kierowców samochodów pozwolił skutecznie blokować ruch, a nawet przejścia graniczne. Sytuacja zdaniem analityków świadczy o dużym potencjalnym napięciu społecznym.

Zdania obserwatorów dotyczące następstw protestów i ich kontynuacji są różne. Według socjologa Antoniego Todorowa można mówić o kryzysie politycznym w kraju. Dowodem tego jest fakt połączenia różnych protestów i żądań: od niezadowolenia z wysokich cen po hasła dymisji rządu i zmiany systemu politycznego.

Według analityka Rosena Karadimowa „to jest protest pokolenia nieudanej transformacji politycznej, która zaczęła się w 1989 r". "Protest będzie eskalować i doprowadzi do zmiany elit” - uważa analityk.

Znany socjolog Andrej Rajczew przyznaje, że protesty nie są masowe, lecz wspierają je ludzie przed telewizorami. Protesty stają się chroniczne i mogą trwać bardzo długo - mówi ekspert. Według niego „nie obejdzie się bez przedterminowych wyborów, gdyż zaufania do obecnie rządzących nie da się przywrócić”.

Genowewa Dimitrowa z agencji socjologicznej Alpha Research mówi, że „rząd z trudem dotrwa do wyborów do Parlamentu Europejskiego” w maju 2019 r., żeby przeprowadzić wybory parlamentarne i wybory do PE razem. Sondaż agencji pokazał, że według 64 proc. ankietowanych protesty będą kontynuowane, 32 proc. jest zdania, że stopniowo ustaną.

Badanie agencji Trend pokazało, że różnica między wiodącymi partiami: GERB premiera Bojko Borisowa i opozycyjną Bułgarską Partią Socjalistyczną zmalała do 1,3 pkt proc. Poparcie dla GERB w ubiegłym tygodniu wyraziło 21,2 proc. ankietowanych, dla BSP – 19,9 proc. Mniejszy partner w rządzącej koalicji - Zjednoczeni Patrioci znajdują się na granicy 4-procentowego progu wyborczego.

Pojawiają się też opinie, że rząd się utrzyma. Borisow, który w 2013 i 2016 r. podawał się do dymisji, by potem wygrać wybory, jest zdecydowany tym razem nie ustępować pod naciskiem ulicy. Zużycie publicznego wizerunku jego partii sprawia, że jego ewentualne następne zwycięstwo jest niepewne. Z drugiej strony niepewność parlamentarnej przyszłości jego partnerów koalicyjnych utrzyma ich w rządzie bez względu na wewnętrzne waśnie.

Protestujący na razie nie rezygnują. Ogłosili nową taktykę – masowe protesty w weekendy z dużymi blokadami i paleniem opon.

Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)