Budowa wielkiej bazy dla dywizji amerykańskiej jest mało prawdopodobna. Ale do zwiększenia obecności wojsk USA nad Wisłą może dojść dość szybko.
Na wczorajszym spotkaniu z sekretarzem generalnym NATO w Brukseli minister obrony Mariusz Błaszczak miał po raz kolejny poruszyć sprawę amerykańskich baz w Polsce. Z kolei w ubiegłym tygodniu, po zakończeniu rozmów w amerykańskim Senacie zapewniał: „Usłyszałem słowa wsparcia ze strony senatorów, którzy deklarowali poparcie dla całej koncepcji wzmocnienia obecności amerykańskiej w naszym kraju”. Podobnych spotkań i dyskusji było w ostatnim czasie sporo.
Temat obecności amerykańskich wojsk w Polsce nabrał rozpędu po wrześniowej wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w USA, podczas której użył określenia „Fort Trump”.
Polska ofensywa w celu zdobycia baz trwa już dobrych kilka miesięcy. Warto się więc pokusić o ocenę, jak dziś wygląda „pole walki”.
Po pierwsze, temat zaczął funkcjonować w obiegu medialnym, eksperckim i co najważniejsze – jest przedmiotem regularnych rozmów na szczeblu politycznym. W czasie swojej wizyty w Waszyngtonie Błaszczak rozmawiał z kongresmenami, zarówno z partii demokratycznej, jak i republikańskiej.
– O szczegółach będziemy duskutować w ramach grupy roboczej powołanej w Pentagonie – wyjaśniał Błaszczak. Teraz kluczowa będzie analiza dotycząca celowości zwiększenia wojsk USA w Polsce, którą dla Kongresu ma przygotować do końca marca właśnie Pentagon. To, że teraz staramy się wpłynąć zarówno na amerykańskich wojskowych, jak i polityków może nam pomóc.
Po drugie, nie ma co się łudzić, że USA przyślą do Polski dywizję, czyli co najmniej kilkanaście tysięcy żołnierzy. Za Atlantykiem nie ma w tej chwili wolnej dywizji, którą można by ot tak sobie przerzucić. Nieprawdopodobne wydaje się też przeniesienie wojsk amerykańskich stacjonujących w Niemczech.
– Inwestycje w infrastrukturę wojskową były tam realizowane przez 30 lat, trudno sobie wyobrazić, by nagle z nich zrezygnowano – komentował niemiecki dziennikarz Christoph von Marschall na poniedziałkowym spotkaniu w Instytucie Spraw Publicznych.
Wreszcie warto sobie uzmysłowić, że deklarowane przez Polskę 2 mld na amerykańskie bazy mają dwie słabe strony. Po pierwsze, nie wiadomo, skąd te pieniądze wziąć, a po drugie – to zdecydowanie za mało, by stworzyć infrastrukturę wystarczającą dla całej dywizji. Wskazuje na to m.in. wydany tydzień temu raport „Center for European Policy Analysis” (CEPA). Wydaje się, że ta prawda dociera także do rządzących, bo już nie upierają się przy dywizji. – Fort Trump powstanie, to nie ulega żadnej wątpliwości, więc nie rozmawiamy o tym „czy”, tylko „jak” – mówił wczoraj w radiowej Jedynce Mariusz Błaszczak.
Ponadto, w ramach wspominanej już ożywionej dyskusji eksperckiej, która zapewne wpłynie też na postawę amerykańskich polityków, usłyszeć także można głosy krytyczne wobec nowych amerykańskich baz w Polsce. Chyba najszerszym echem odbiła się wypowiedź gen. Bena Hodgesa, który wcześniej dowodził wojskami USA w Europie.
– Nie jestem przeciwny stałym amerykańskim bazom w Polsce. Ale Sojusz Północnoatlantycki jest zdecydowanie silniejszy, jeśli członkowie konsultują ze sobą ruchy, które mogą wpłynąć na poziom bezpieczeństwa. A konsekwencje powstania takich baz będą odczuwalne również dla innych członków NATO, a przecież jego spójność jest kluczowa – tłumaczył na łamach DGP.
Pojawiają się także głosy, że to byłoby złamanie umowy Rosja – NATO z 1997 r. Warto jednak pamiętać, że Moskwa postanowień tej umowy nie dotrzymywała wielokrotnie.
– Nasza dyplomacja nie rozgrywa tej kampanii dobrze. Najpierw trzeba było porozmawiać po cichu z naszymi sojusznikami w Europie. Czymś ich zagłaskać, a później ruszyć z taką ofensywą – mówi DGP znawca kulis polskiej dyplomacji wojskowej.
Z kolei na Wschodzie pojawiają się komentarze, że jeśli w Polsce powstanie Fort Trump, to można się spodziewać zwiększenia rosyjskiej obecności wojskowej na Białorusi.
Wreszcie warto pamiętać o tym, że choć zawsze można żonglować słowami i nazewnictwem, spierać się, czy jest to obecność stała czy rotacyjna, to w Polsce już teraz mamy bazę USA. Chodzi o instalację przeciwrakietową Aegis Ashore w Redzikowie. Choć nie jest ona jeszcze operacyjna, to prace budowlane trwają, a żołnierze USA stacjonują już na miejscu. Jeśli dołożymy do tego inwestycje w Powidzu związane z APS (Army Prepositioned Stock), dzięki którym będzie można przechowywać ciężki sprzęt, to widać, że obecność instalacji amerykańskich w Polsce się zwiększa. Fort Trump raczej nie będzie nową, kolejną bazą. Ale zwiększenie obecności amerykańskiej, np. żołnierzy wyposażonych w artylerię dalekiego zasięgu, jest jak najbardziej możliwe. Taką decyzję Kongres mógłby zaakceptować już w przyszłym roku. Wydaje się, że maksymalny, bardzo optymistyczny, ale mało realny wariant to dodatkowa brygada wojsk USA.
Większość ekspertów, także krytycznych co do stałych baz, wskazuje, że kluczowa dla naszego bezpieczeństwa jest poprawa infrastruktury, lotnisk, kolei itp. Ta kwestia pojawia się choćby w opublikowanej w poniedziałek analizie Center for Strategic & International Studies. Chodzi o to, by w razie kryzysu sojusznicze wojska były w stanie błyskawicznie dotrzeć do Polski czy krajów bałtyckich. Warto pamiętać, że o ile decyzję o żołnierzach USA podejmowane są za Atlantykiem, o tyle infrastrukturę możemy rozbudowywać, nie czekając na decyzje z zewnątrz.
Amerykańscy żołnierze już stacjonują m.in. w Redzikowie