Kim Dzong Un chce zreformować gospodarkę swojego kraju, utrzymując się jednocześnie przy władzy. Zadanie trudne, ale wykonalne
Jedną z podstawowych przeszkód na drodze do osiągnięcia tego celu jest pozbycie się dławiących północnokoreańską gospodarkę sankcji. W tym celu Kim Dzong Un prowadzi od pewnego czasu ofensywę dyplomatyczną, której elementem były trzy spotkania z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem, dwa z prezydentem Korei Południowej Moon Jae-inem oraz jedno z prezydentem USA Donaldem Trumpem.
A to nie koniec, bo na połowę września zostało zaplanowane trzecie spotkanie z głową państwa południowokoreańskiego. Zanim do niego dojdzie, na obchodach 70. rocznicy powstania Korei Północnej w Pjongjangu ma się pojawić także Xi Jinping. Dobre relacje z Pekinem są Pjongjangowi potrzebne, ponieważ Państwo Środka to największy partner handlowy Korei Północnej, a potencjalnie także największy sojusznik w walce o zniesienie międzynarodowych sankcji nałożonych na kraj. Ocieplenie w relacjach z Południem jest kluczowe przez wzgląd na pomoc gospodarczą, jaką Seul jest gotowy świadczyć. Prezydent Moon Jae-in ogłosił niedawno plan wskrzeszenia specjalnej strefy ekonomicznej Kaesong, gdzie robotnicy z Północy mogą pracować w zakładach prowadzonych przez firmy z Południa.
Jednocześnie przywódca Korei Północnej stara się ostrożnie kierować gospodarkę w stronę modernizacji. Widać to chociażby w zmianie przekazu, jaki Kim Dzong Un kieruje do mieszkańców swojego kraju. W kwietniu ogłosił on sukces, a zarazem zakończenie dotychczasowej strategii rozwojowej państwa, znanej pod nazwą „byungjin” – czyli jednoczesny rozwój gospodarczy i budowa własnego oręża atomowego. Kim uznał, że ten drugi filar został ukończony, w związku z czym teraz nadszedł czas skupienia się na gospodarce.
Tym deklaracjom towarzyszy obserwowana już od dłuższego czasu zmiana przekazu w oficjalnych mediach północnokoreańskich. Tradycyjnie pokazywały one przywódcę podczas wizyt w jednostkach wojskowych i placówkach badawczych; od roku jednak media pokazują Kima podczas wizyt w gospodarstwach rolniczych i zakładach przemysłowych. Przywódca coraz częściej skarży się, że niekompetentni podwładni uniemożliwiają realizację programu gospodarczej odnowy.
Jak uważa Ruediger Frank, znawca Korei Północnej z Uniwersytetu w Wiedniu, Kim Dzong Un wszedł na drogę, którą kroczyli dawni liderzy bloku komunistycznego – otwarte pozostaje pytanie, czy w przeciwieństwie do nich uda mu się dotrzymać obietnicy poprawy warunków materialnych. „Przykłady gospodarczych cudów pod autorytarnymi rządzami jak Singapur, Chiny czy Korea Południowa wskazują, że jeśli Kim Dzong Un dobrze rozegra tę partię, będzie w stanie nie tylko zjeść ciastko, ale też wciąż je mieć – czyli zreformować gospodarkę, utrzymując jednocześnie monopol na władzę” – napisał badacz na blogu 38 North poświęconym analizom sytuacji na półwyspie. Jego zdaniem jest to logiczny, kolejny krok na drodze do realizacji strategii, która jest „ostatecznym celem każdej polityki Korei Północnej”, a mianowicie zjednoczenia Korei pod banerem Północy.
Chwilowo jednak taktyka obliczona na ocieplenie stosunków z międzynarodowym otoczeniem natrafiła na przeszkodę w postaci odwołanej wizyty sekretarza stanu USA Mike’a Pompeo. Podróż do Pjongjangu wstrzymał osobiście Trump, uznając, że działania denuklearyzacyjne Północy są zbyt ograniczone. To stawia pod znakiem zapytania tempo dalszego ocieplania relacji z Seulem, dla którego Stany Zjednoczone są najważniejszym partnerem zagranicznym – w związku z czym Niebieski Dom (siedziba prezydenta Południa) raczej nie będzie chciał wychodzić przed szereg. Seul już ogłosił, że uruchomienie „przedstawicielstwa” na Północy (de facto ambasady) może się opóźnić. Otwarte pozostaje pytanie, czy Pjongjang pójdzie na dalsze ustępstwa w przypadku broni atomowej, widzianej jako warunek przetrwania reżimu. Pustelnicze Królestwo już nieraz dawało do zrozumienia, że jeśli cena za dobre relacje gospodarcze jest zbyt wysoka, to nie jest gotowe jej płacić.