Funkcjonariusz policji, podejrzany w sprawie śmierci 36-latka w Pobiedziskach, został zwolniony z aresztu. W połowie maja funkcjonariusz, wraz z towarzyszącą mu policjantką, mieli nie udzielić pomocy mężczyźnie i wywieźć go do lasu. Tam ten mężczyzna zmarł.

Do zdarzenia doszło w połowie maja w podpoznańskich Pobiedziskach. Policja otrzymała wówczas zgłoszenie o zaginięciu 36-latka. Mężczyzna miał wyjść z domu i nie było z nim kontaktu. Sprawę zaginięcia zaczęła badać policja. Dzień po zgłoszeniu przy drodze w kompleksie leśnym przy jeziorze, odnaleziono jego zwłoki.

Okazało się, że "dniu zaginięcia 36-latka, była zgłoszona interwencja policjantom, że ten mężczyzna leżał przy ulicy Poznańskiej. (...) Policjant z trzyletnim stażem służby i policjantka z rokiem służby w policji wzięli tego półprzytomnego mężczyznę, najprawdopodobniej mocno pijanego i zamiast wezwać pogotowie czy odwieźć go na izbę wytrzeźwień - zawieźli go do lasu i tam go zostawili; tam również ten mężczyzna zmarł" - tłumaczył PAP rzecznik wielkopolskiej policji mł. insp. Andrzej Borowiak.

Jak nieoficjalnie ustaliła PAP, kiedy doszło do zdarzenia, policjantom kończyła się tego służba. Najprawdopodobniej funkcjonariusze chcieli jak najszybciej ją zakończyć i wrócić do domu.

Po zdarzeniu oboje zostali formalnie wyrzuceni z policji. Prokuratura natomiast postawiła byłym funkcjonariuszom zarzuty niedopełnienia obowiązków i nieudzielenia pomocy oraz narażenia mężczyzny na utratę życia i zdrowia.

Policjantka, która brała udział w tych zdarzeniach, przyznała się do zarzucanych jej czynów. Złożyła też wyjaśnienia, jednak prokuratura na tym etapie i z uwagi na dobro prowadzonego postępowania nie ujawnia ich treści. Wobec policjantki prokurator zastosował środki zapobiegawcze w postaci zawieszenia w czynnościach służbowych oraz zakazu opuszania kraju połączonego z zatrzymaniem paszportu i 5 tys. zł poręczenia majątkowego.

Funkcjonariusz policji podczas przesłuchania nie przyznał się do winy i skorzystał z prawa do odmowy złożenia wyjaśnień. Prokurator ze względu na "istniejącą realną obawę matactwa" złożył do sądu wniosek o zastosowanie wobec niego tymczasowego aresztowania. Sąd przychylił się do tego wniosku.

We wtorek lokalny dziennik "Głos Wielkopolski" poinformował, że podejrzany funkcjonariusz został zwolniony z aresztu.

"Prokurator zdecydował się uchylić areszt tymczasowy. To nie jest forma odbywania kary. Na to przyjdzie czas później. Na tym etapie postępowania materiał dowodowy jest wystarczający, by zastosować wobec podejrzanego mężczyzny wolnościowe środki zapobiegawcze i zrezygnować z izolacji" – tłumaczyła na łamach lokalnej gazety prokurator Monika Turska-Nowak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Funkcjonariuszom za zarzucane im czyny grozi kara do 5 lat więzienia.(PAP)

autor: Anna Jowsa