Parlament Wenezueli - jedyna instytucja w tym kraju zdominowana przez opozycję - wydał w czwartek oświadczenie, w którym nie uznaje nakazu aresztowania przywódcy sił opozycyjnych Julio Borgesa i zwraca się do wspólnoty międzynarodowej o wsparcie.

W środę Sąd Najwyższy Wenezueli wydał nakaz "natychmiastowego aresztowania" przebywającego na uchodźstwie w Kolumbii Borgesa w związku z rzekomym zamachem na prezydenta Nicolasa Maduro. Według parlamentarzystów wenezuelskich jest to decyzja "natury politycznej i nie powinna być uznawana przez zagraniczne sądy".

Parlament Wenezueli wezwał również do natychmiastowego uwolnienia opozycyjnego deputowanego, 29-letniego Juana Requesensa. Polityk został aresztowany we wtorek.

Do rzekomego ataku na Maduro doszło 4 sierpnia w Caracas, gdy prezydent Wenezueli wygłaszał przemówienie podczas uroczystości wojskowej. Wśród uczestników miało eksplodować wówczas kilka dronów, a jeden z wybuchów nastąpił niedaleko ustawionego na ulicy podwyższenia, z którego przemawiał szef państwa. Maduro przerwał wystąpienie i oddalił się z miejsca zdarzenia, ale rannych zostało siedmiu żołnierzy.

Po incydencie zatrzymano sześć osób. Dwa dni później Maduro oświadczył, że ich zeznania wskazują na udział w zamachu "finansistów" i innych osób, w tym Borgesa. Zdaniem prokuratury za atakiem "stoi bezpośrednio" w sumie 19 osób.

W czwartek Unia Europejska zaapelowała o przeprowadzenie w sprawie zamachu "pełnego i transparentnego śledztwa (...), by odtworzyć przebieg wydarzeń z pełnym poszanowaniem dla państwa prawa i praw człowieka".

Do spowodowania incydentu przyznała się na Twitterze nieznana dotąd grupa przedstawiająca się jako "patriotyczni żołnierze i cywile" pod nazwą "Flanelowi żołnierze" (Soldados de Franelas). Na razie nie udało się zweryfikować tej informacji.

Oskarżany przez Maduro o zamach Borges jest deputowanym do Wenezuelskiego Zgromadzenia Narodowego z ramienia partii Primero Justicia. W 2006 roku był kandydatem swojego ugrupowania w wyborach prezydenckich. Jak mówił w środę w rozmowie z AFP, jego zdaniem zamach, o którym mówią wenezuelskie władze, to "farsa" i "przedstawienie". "Nie było zamachu. Wymyślił go rząd. To zasłona dymna, żeby grozić i represjonować" - ocenił opozycjonista.

Maduro, który w maju został wybrany na drugą prezydencką kadencję, jest oskarżany przez przeciwników i społeczność międzynarodową o osłabianie demokracji i doprowadzenie zamożnej Wenezueli do stanu katastrofy humanitarnej, co w ostatnich miesiącach zmusiło setki tysięcy Wenezuelczyków do ucieczki do sąsiednich krajów. (PAP)

ulb/ ap/